Choć człowiek jest z natury stworzeniem społecznym, to sama społeczność może przybierać różne formy, i nie musi to być koniecznie państwo. Zresztą i państwa występują pod różnymi postaciami, bo nawet państwo historycznie to samo różni się istotnie w zależności od epoki lub ustroju. Co innego Polska Piastów, co innego I Rzeczpospolita, a jeszcze co innego PRL. Nie można więc absolutyzować pojęcia państwa, a to oznacza, że państwa mogą być nie tylko różne, ale również lepsze lub gorsze.
Więcej, mogą być bardzo złe. A bardzo złe są wtedy, gdy zamiast wychodzić naprzeciw naturalnemu pragnieniu człowieka, by żyć w społeczności, zamieniają to pragnienie na nienawiść: państwa do człowieka i człowieka do państwa. Państwo nienawidzi ludzi, a ludzie nienawidzą państwa. Zachodzi to wówczas, gdy państwo stanowi taką formę zorganizowanej społeczności, w której dominują cele partykularne jednostki (tyran) lub grupy (partia) i w której natura ludzka zostaje podporządkowana ideologii (komunizm).
Ten naturalny porządek rzeczy, jaką jest potrzeba i miłość do społeczeństwa, poczynając od rodziny, a kończąc na państwie, może zostać nie tylko naruszony, ale wręcz wywrócony. Wówczas człowiek boi się, a nawet nienawidzi to, co z natury miało być dla niego celem i oparciem. Nic więc dziwnego, że Arystoteles, na bazie historycznych doświadczeń Ateńczyków, których ustrój miasta często się zmieniał, stwierdził, że polityczne ustroje mogą być albo zdrowe, albo zwyrodniałe.
Zdrowe są wtedy, gdy każdy obywatel wie, że państwo obejmuje wszystkich obywateli tak, by każdy mógł być szczęśliwy. Zwyrodniałe wówczas, gdy niektórzy, a nawet większość skazani są na nieszczęście. Trudno w tym drugim wypadku mówić o miłości do państwa, które jest niesprawiedliwe, a wobec obywateli staje się agresorem. Takie państwo – z punktu widzenia ludzkiej natury – jest państwem chorym.
Mogą to być różne choroby. Czasem jest to skutek choroby, na jaką cierpi przywódca, psychopata lub ktoś, kto ubzdurał sobie, że jest równy bogom. Czasem może to być choroba wynikająca z zachłanności, gdy pragnienie zysku przyćmiewa rozum. Czasem jest to choroba, której źródła sięgają megalomanii narodowej lub rasowej. Czasem te różne motywy łączą się, tworząc system zła, w którym nie tylko trudno jest żyć, ale który nie wiadomo, jak pokonać.
Siła państwa
Państwo jako struktura zorganizowana posiada do dyspozycji potężne instytucje na każdym poziomie władzy, takie jak władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza. A więc to państwo decyduje, co ma być zrobione, zgodnie z jakim prawem i wedle jakich kryteriów sprawiedliwości. W pewnych wypadkach dochodzi do tego, że pluralizm instytucji i kompetencji państwa jest tylko pozorny, ponieważ de facto władza skupiona jest w jednym ręku: jednego tyrana lub jednej partii.
Są państwa ewidentnie totalitarne, gdzie przemoc jest główną metodą sprawowania władzy, gdzie rządzi wojsko lub policja. Ale są takie, gdzie ta przemoc jest ukryta, zawoalowana, pośrednia, gdzie ani wojsko, ani policja nie rzucają się w oczy, gdzie nie tylko panuje pozorny spokój, ale co więcej, gdzie obywatele mają cieszyć się największą wolnością. Wśród tych ostatnich na czoło wysuwają się państwa, których ustrój nosi miano demokratyczno-liberalnego.
Właśnie w państwach o ustroju demokratyczno-liberalnym, wbrew samej nazwie, istnieje największe zagrożenie dla wolności, większe niż w państwach jawnie totalitarnych. Dlaczego?
Dlatego że w państwach jawnie totalitarnych przemoc ma charakter głównie fizyczny, natomiast w państwach demokratyczno-liberalnych jest to przemoc głównie wewnętrzna, czyli ingerująca w ludzką psychikę w tym kierunku, aby zaszedł proces samozniewolenia. A ponieważ Polska należy dziś do obozu państw demokratyczno-liberalnych, dlatego trzeba bardzo jasno ukazać, na czym ten proces samozniewolenia polega i jak się przed nim bronić.
Liberalizm, czyli wolność?
Słowo „liberalizm” pochodzi od słowa „libertas”, które znaczy wolność. Aby wolność stała się zniewoleniem, musi dokonać się pewien proces uwzględniający bardzo skomplikowaną strukturę psychiczno-intelektualną człowieka. Musi też nastąpić zafałszowanie ludzkiej wolności w punkcie wyjścia.
Ojcowie liberalizmu, tacy jak Locke czy Hume, twierdzą, że wolność jest prawem człowieka, ponieważ wszyscy ludzie rodzą się wolni. Twierdzenie to nie tylko nie jest prawdą, ale jest groźne w swoich praktycznych konsekwencjach. Groźne właśnie dla wolności. Błąd dotyczy zarówno wolności w nas, jak i wolności w odniesieniu do tego, do czego jesteśmy wolni.
Niemowlak nie jest wolny. Jego pragnienia płyną z natury, za ich realizację odpowiadają rodzice. Proces zdobywania wolności trwa wiele lat. Wolności, czyli świadomego i racjonalnego wyboru. Takiego wyboru nie posiada niemowlak, ale posiada prawo jak najbardziej ludzkie, żeby do takiego stanu dojrzeć. A właśnie ideologia liberalizmu dokonuje tu manipulacji: z jednej strony głosi, że rodzimy się wolni, z drugiej robi wszystko, żeby człowiek nie dojrzał do prawdziwej wolności.
Liberalizm jest subiektywizmem: człowiek nie poznaje prawdy obiektywnej, co odzwierciedla przekonanie, że każdy ma prawo do swoich własnych poglądów. To przekonanie jest atrakcyjne i wygodne, ale cena, jaką za nie płacimy, jest wysoka. Nasze poglądy nie mają mocy ustanawiania rzeczywistości, a jeśli nie są zgodne z zastaną rzeczywistością, to nie są prawdziwe, czyli są po prostu wymysłem, mrzonką, zabawką, albo… narzędziem czy wręcz bronią, która ma zmieniać lub niszczyć rzeczywistość.
Kultura zamknięcia
Odebranie człowiekowi zdolności poznawania prawdy albo odebranie możliwości wejścia na żmudną drogę umiejętności poznawania prawdy, otwiera drzwi do solipsyzmu, czyli zamknięcia się w sobie. Jest to stan, w którym człowiek jest bezsilny, ponieważ nie ma żadnych kryteriów odróżnienia realnego dobra od zła, czy dokładniej mówiąc – poznania prawdy o dobru i prawdy o złu, co wymaga wyjścia poza siebie, ku rzeczywistości. Ale właśnie kultura zachodnia, w jakiej obecnie żyjemy, jest kulturą zamkniętą na prawdę, czy to w zakresie sztuki, czy etyki, czy edukacji, czy nauki, czy filozofii, czy również wiary. Takie zamknięcie służy samozniewoleniu.
Wolność bez obiektywnej prawdy, odsłanianej za pomocą kultury, jest kulturą wewnętrznego zniewolenia, czyli antykulturą. Bo antykultura polega na tym, że zamiast rozwijać ludzkie naturalne inklinacje, w tym inklinację do poznania prawdy, hamuje je lub przekierowuje w stronę przeciwną, czyli w tym wypadku w stronę fałszu lub oderwanych od rzeczywistości idei.
Liberalizm głosi kult wolności, ale jest to wolność bez prawdy, a tym samym to nie jest wolność, lecz zniewolenie.
To zniewolenie pogłębia się wskutek deprecjonowania ludzkiej woli na rzecz uczuć. Liberalizm jest emocjonalizmem, a więc to, co mamy brać za wyraz ludzkiej wolności, jest de facto ekspresją naszej uczuciowości. Uczuciowość ta pozbawiona hamulców płynących zarówno ze strony rozumu, jak i ze strony woli, popycha nas w kierunku celów, które mogą być szkodliwe i dla nas, i dla otoczenia. Bo przecież to rozum rozpoznaje realne dobro lub zło, to wola daje przyzwolenie lub zakazuje, a nie uczucia same w sobie, które są w skutkach nieobliczalne, ponieważ są tyleż mocne, co ślepe.
Znak wolności
Mówiąc w sposób odpowiedzialny o wolności, musimy pamiętać o tym, że wolność nie jest tym, co posiadamy od urodzenia. Posiadamy wolną wolę, ale wolności musimy się uczyć. Właściwie to inni uczą nas wolności, a nade wszystko rodzice. Uczą, pokazując (i tłumacząc) prawdę o dobru i złu, dając przykład silnej woli, czyli takiej, która niewzruszenie idzie za dobrem i nie ulega złu. Kultura permisywizmu (róbcie, co chcecie) jest antykulturą, ponieważ nie liczy się ani z prawdą o dobru i złu, ani ze znaczeniem odpowiedzialności, jaka spoczywa na ludzkiej woli za podejmowaną decyzję.
By nie oddać własnej wolności w epoce dominującego liberalizmu, musimy najpierw tę wolność w sobie wyrobić, a następnie jej bronić. Wolność jest zadana, nie tylko w wymiarze narodowym czy państwowym (suwerenność), ale również w wymiarze osobistym. Zadana, to znaczy, że trzeba ją zdobyć dzięki odpowiedniemu wychowaniu, i to w środowisku, które reprezentuje odpowiednio wysoki poziom kultury. Ciężar ten spoczywa głównie na rodzicach, gdyż z wyjątkiem Kościoła pozostałe instytucje przeniknięte są duchem liberalizmu, a więc ich celem nie jest wychowanie do wolności.
Gdy człowiek posiądzie wolność, czyli zdolność samostanowienia w świetle prawidłowo odczytanej prawdy o dobru i złu, w co zaangażowany jest rozum, jak i wola, to wówczas staje nieustannie przed dylematem: jak realizować dobro, jak unikać zła? Bo to jest właśnie znakiem wolności.
W warunkach liberalizmu wolność taką próbuje się nieustannie podmienić, nawet na jej przeciwieństwo: czyń zło, unikaj dobra, nie potrzebujesz rozumu, wystarczy odruch serca albo ekspresja emocji. Z każdej strony nasza autentyczna wolność jest podkopywana i niszczona. Skutki bywają opłakane, całe pokolenia są już bezwolne, choć pole do działania jest olbrzymie. Tymczasem wystarczyłyby rozum i wola, które rozwinięte (wychowane) do odpowiedniego poziomu byłyby w stanie pomóc człowiekowi w kierowaniu się we właściwą stronę.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 9 sierpnia 2014