W domach polskich emigrantów, a zwłaszcza w małżeństwach mieszanych, nie zawsze słychać polską mowę. A chyba najbardziej przykry moment to ten, gdy dziecko na pytanie zadane po polsku, własnej matce odpowiada w języku obcym. A gdy dodatkowo jest to język któregoś z naszych zaborców, to aż ciarki przechodzą po plecach. Utrata ojczystego języka, to najbardziej widomy znak postępującego procesu wynaradawiania.
Jest rzeczą jasną, że przebywanie w środowisku niepolskim, jak szkoła, praca, sklep, sąsiedzi, zmusza do opanowania, i to płynnego, nowego języka. Trudno zamknąć się w wieży z kości słoniowej i posługiwać się wszędzie językiem polskim. Z wyjątkiem może niektórych enklaw, gdzie występują duże skupiska Polaków, jak np. w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie, bez znajomości nowego języka nie można normalnie funkcjonować. Powstaje jednak pytanie: czy to odejście od języka ojczystego w rodzinie i w kręgach polskich znajomych jest konieczne? czy opanowanie nowego języka musi dokonać się za cenę utraty języka własnego?
Ignacy Jan Paderewski większą część życia spędził na obczyźnie; wyjechał z Polski, będącej wówczas pod zaborami, w wieku lat 22, a więc praktycznie za granicą przebywał prawie 60 lat. A jednak słuchając jego przemówień głoszonych po polsku, w różnych krajach i na różnych kontynentach, po dziś dzień możemy nie tylko słuchać z przyjemnością, ale wręcz uczyć się mowy polskiej. Mało jest artystów, a cóż mówić polityków w naszym kraju, którzy mówiliby tak pięknie po polsku, z taką artykulacją, wyrazistością, intonacją, frazą. Paderewski świadom był rangi polskiej mowy, pielęgnował ją i cenił na równi z muzyką. Co więcej, mowie polskiej nadał wymiar wręcz teologiczny. W Chicago w czasie Wieczernicy żałobnej zorganizowanej przez Polski Komitet Ratunkowy w Ameryce ku czci śp. Henryka Sienkiewicza 27 listopada 1916 Paderewski tak mówił: „Na początku było słowo. A jako było w przededniu wszechświata, tak było i o świcie narodów. Słowo było, jest i będzie od Boga.
Przez słowo naród powstaje do życia, przez słowo budzi się on do wiary, przez słowo utrwala swój byt, swe istnienie. Słowo narodu jest od Boga..." Zwracając się następnie wprost do emigrantów, mistrz napominał: „Wy, bracia moi, wy, pielgrzymi polscy, powiedzcie wszystkim, którzy Polakami się mianując, polskiego unikają słowa i obcym najchętniej się posługują, powiedzcie im, iż grzeszą ciężko przeciw Bogu i narodowi, albowiem urągają niezliczonym przodków pokoleniom i Boskie gwałcą prawo. Im mniej słowa polskiego w ich ustach, tym mniej Polski w ich sercach. Słowo obce bardziej niż przestrzeń dzieli od ojczystej ziemi; słowo obce bardziej niż morze głębokie oddala od rodzinnych wiosek i od rodzicielskich grobów. Słowo polskie jest święte...".1 Tak mówił Ignacy Jan Paderewski, emigrant, a przecież Polak, jakich mało nie tylko na emigracji, ale i w Polsce.
Rzecz ciekawa, zaniedbanie mowy ojczystej wcale nie jest równoznaczne z opanowaniem nowego języka. Raczej zaobserwować można, że kto uczy się obcego języka kosztem mowy własnej, ten w każdym z języków zaczyna mówić źle, a przynajmniej byle jak. Nie, nie jest prawdą, że trzeba pozbyć się ojczystego języka, aby opanować inny język. Raczej kto zna dobrze własny język, kto go pielęgnuje i ceni, temu nauka języków obcych idzie znacznie łatwiej. Dlaczego więc wielu naszych emigrantów nie korzysta z najlepszych wzorów, a więc tych Polaków, którzy są znani i podziwiani poza granicami kraju i nie uronili ani odrobiny z klejnotu polskiego języka? Dlaczego nie biorą przykładu z Ojca Świętego, który już ponad 20 lat jest poza Ojczyzną, a po polsku mówi najpiękniej? Jakież to przykre, gdy emigrant przebywa zaledwie kilka lat za granicą, nie zna jeszcze dobrze nowej mowy, ale na wszelki wypadek kaleczy mowę ojczystą. A przecież polska mowa dla Polaków musi być święta. W niej zaklęta jest nasza wolność.
Ignacy Jan Paderewski ciągnął dalej: „A gdy z jednej strony przez wrogie książki i podręczniki szkolne plugawiące całą przeszłość naszą, sączyła się trucizna w młodociane dusze - z drugiej zjawili się na widowni nowej nauki rzecznicy, nowej rzekomo wiary kaznodzieje. Uciśnionym, skrzywdzonym, wydziedziczonym, prześladowanym, więzionym, dręczonym poczęli oni prawić o braterstwie narodów, o solidarności ludzkiej, o sprawiedliwości społecznej, 0 powszechnym pokoju, o nowych porządkach, o dobrobycie za cenę wyrzeczenia się ideałów narodowych, przyrzekali uroczyście niebo na ziemi, niezmącone szczęście doczesne. Żądna świeżości, żądna nowych haseł młodzież uwierzyła fałszywym prądom i rzuciła się tłumnie, by pić z zatrutego źródła, pić łakomie, namiętnie... Starsi omdlewali lub drzemali bezradnie. Wtedy to właśnie, za wolą Bożą, powstał, zajaśniał wielki duch Sienkiewicza."2
Poprzez słowo, poprzez słowo polskie, Sienkiewicz odtruł ducha narodu, którego niszczono poprzez bezczeszczenie przeszłości. To były zabory, ale czy dzisiaj jest inaczej czy w szkole, w mediach i w polityce nie szydzi się z naszej historii, czy nie lekceważy miłości do Ojczyzny? Znowu potrzebujemy czystego, pięknego słowa, polskiego słowa, które zabrzmi wielkością swej siły w każdym polskim domu. Ono oczyszcza ducha Narodu, ono umocni każdego z nas, choćby mieszkał na krańcach ziemi.
Piotr Jaroszyński
"Kim jesteśmy"
Przypisy:
1. Cyt. za: Ignacy Jan Paderewski. Antologia, opr. J. Jasieński, Poznań 1996, s. 212.
2. ibid., s. 213.