Rozmiękczanie jest proste, ma wymiar głównie finansowy - może to być nagroda pieniężna lub stypendium, wręczona oficjalnie, zgodnie z prawem. Kto jest na dorobku albo lubi być wyróżniany, fetowany, sławny - chętnie przyjmuje takie wyróżnienia. A potem? Potem trzeba jakoś się odwdzięczyć dobrodziejom, a więc stać się wyrazicielem ich interesów, a nie społeczności, za którą faktycznie powinno się odpowiadać. Niestety, dziś fundacje bardzo często przybierają postać, co tu dużo mówić, zalegalizowanej korupcji.
Trzeba uważać, co się przyjmuje, od kogo i po co, nawet jeśli wszystko jest zgodne z prawem. Obawiam się, że jeszcze od czasów PRL Niemcy (wówczas Zachodnie) prowadziły w wielu wypadkach politykę fundacyjną, której celem było utrwalanie nastrojów germanofilskich, a zarazem antypolskich.
Był taki pisarz, Andrzej Szczypiorski, który był noszony w Niemczech na rękach; nagrody, wyróżnienia, wywiady, a on nic innego nie robił, tylko opluwał Polaków i Kościół. Potem się okazało, że przy okazji był też tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL. Tak czy inaczej, ponieważ tak wiele fundacji nie jest bezinteresownych, trzeba uważać, a jeśli ktoś nawet zdecyduje się coś przyjąć, to powinien przekazać nagrodę na cele dobroczynne, żeby zachować niezależność. W innym wypadku człowiek nawet się nie spostrzeże, jak staje się narzędziem w czyimś ręku. Przykład polityków odpowiadających formalnie za państwo polskie, a działających faktycznie na rzecz obcych interesów, to ostrzeżenie, jak daleko sięgają macki fundatorów i jak dalekosiężne mają plany, a zarazem jak słabi moralnie są niektórzy politycy. Ale czy w ogóle można ich nazywać politykami, jeśli można ich kupić, i to tak tanio? Na fundacje sypiące nagrodami, zwłaszcza obce, międzynarodowe, trzeba bardzo uważać.
not. Amb
Nasz Dziennik, 24-25 października 2009