Prof. Piotr Jaroszyński, kierownik Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu:
Mają rozmiękczać elity. Wiele fundacji, i to o zasięgu międzynarodowym, powstaje po to, aby rozmiękczać pewne środowiska, głównie elity, by zyskując ich przychylność, mieć możliwość głębszej penetracji tych społeczności, na czele których stoją lub będą stały określone osoby.
Rozmiękczanie jest proste, ma wymiar głównie finansowy - może to być nagroda pieniężna lub stypendium, wręczona oficjalnie, zgodnie z prawem. Kto jest na dorobku albo lubi być wyróżniany, fetowany, sławny - chętnie przyjmuje takie wyróżnienia. A potem? Potem trzeba jakoś się odwdzięczyć dobrodziejom, a więc stać się wyrazicielem ich interesów, a nie społeczności, za którą faktycznie powinno się odpowiadać. Niestety, dziś fundacje bardzo często przybierają postać, co tu dużo mówić, zalegalizowanej korupcji.
Trzeba uważać, co się przyjmuje, od kogo i po co, nawet jeśli wszystko jest zgodne z prawem. Obawiam się, że jeszcze od czasów PRL Niemcy (wówczas Zachodnie) prowadziły w wielu wypadkach politykę fundacyjną, której celem było utrwalanie nastrojów germanofilskich, a zarazem antypolskich.
Był taki pisarz, Andrzej Szczypiorski, który był noszony w Niemczech na rękach; nagrody, wyróżnienia, wywiady, a on nic innego nie robił, tylko opluwał Polaków i Kościół. Potem się okazało, że przy okazji był też tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL. Tak czy inaczej, ponieważ tak wiele fundacji nie jest bezinteresownych, trzeba uważać, a jeśli ktoś nawet zdecyduje się coś przyjąć, to powinien przekazać nagrodę na cele dobroczynne, żeby zachować niezależność. W innym wypadku człowiek nawet się nie spostrzeże, jak staje się narzędziem w czyimś ręku. Przykład polityków odpowiadających formalnie za państwo polskie, a działających faktycznie na rzecz obcych interesów, to ostrzeżenie, jak daleko sięgają macki fundatorów i jak dalekosiężne mają plany, a zarazem jak słabi moralnie są niektórzy politycy. Ale czy w ogóle można ich nazywać politykami, jeśli można ich kupić, i to tak tanio? Na fundacje sypiące nagrodami, zwłaszcza obce, międzynarodowe, trzeba bardzo uważać.
not. Amb
Nasz Dziennik, 24-25 października 2009