W publicystyce poświęconej najtragiczniejszym wydarzeniom XX wieku próbuje się bardzo często winę za całe zło zrzucić na jakąś jedną osobę, np. Lenina, Stalina czy Hitlera. Dodatkowo osoby te przedstawia się jako szaleńców i psychopatów. W ten sposób wszyscy są niewinni z wyjątkiem trzech nieżyjących już tyranów. Obraz taki działa uspokajająco na sumienia ludzi i państw, których udział w złu miał jednak miejsce; w ten sposób propagandowo odwraca się uwagę od wszystkiego, co na to zło się składa. A składa się na nie bardzo wiele czynników; jeden szaleniec to za mało, żeby wywołać wojnę światową...
Spośród różnych elementów wymienić warto dwa. Pierwszy to ideologia. Za każdą rewolucją i za każdą wojną zawsze stoi jakaś wcześniej wypracowana ideologia, np. komunistyczna czy narodowosocjalistyczna. Do niej później odwołują się przywódcy polityczni, a nagłaśniają ją media, kierowane przez specjalistów od propagandy. Ale całe zamierzenie spala na panewce, jeśli nie znajdzie oddźwięku wśród ludzi, wśród mas, ba! wśród większości. To ostatecznie większość przeważa szalę, dzięki czemu zło przybiera formy monstrualne.
Ale co ciekawe, a wręcz paradoksalne: ta większość służy złu w dobrej wierze! Feliks Koneczny w jednym z wydanych przed wojną, a dziś praktycznie niedostępnych dzieł zauważa: „Zło nie dałoby się uskutecznić, zło nie zdołałoby panować, gdyby nie pomoc ludzi dobrych, pomoc bezinteresowna do spełnienia zła" (Rozwój moralności, Lublin 1938, s. 46). Jest to chyba jedno z największych oskarżeń rzuconych na tzw. milczącą większość, większość, która z jednej strony przyczynia się do panowania zła, z drugiej zaś samą siebie uważa za niewinną. A właśnie na tej fałszywej niewinności żeruje ideologia i propaganda, z niej przemoc czerpie swą niszczycielską siłę, dzięki niej mniejszość może panować nad większością.
Widzimy to dziś w Polsce w sposób bardzo wyrazisty. Zbierający podpisy przeciwko ustawie o zabijaniu poczętych dzieci z przerażeniem obserwowali, jak, zdawałoby się, pobożni katolicy, przystępujący nawet do Komunii świętej, wychodzą z Kościoła i... przechodzą obojętnie, czasem tylko nerwowo krzykną, że to kwestia sumienia, wolności i że w ogóle po co Kościół wtrąca się do polityki. Niestety, większość Polaków w sposób milczący ciągle popiera zło. Popiera w sposób milczący, bo ma nadzieję, że dzięki temu pozostanie niewinna, że uniknie odpowiedzialności; gdy przyjdzie do rozrachunku, powie: to nie ja, to nie my. Specjaliści od ideologii i propagandy doskonale o tym wiedzą. Wiedzą też, że ciągle mają ukrytych sprzymierzeńców wśród tych, którzy, zdawałoby się, stoją po przeciwnej stronie. Potrzebne były nie tylko wybory parlamentarne czy prezydenckie, ale właśnie ta ustawa będąca namacalnym zagrożeniem bytu narodu, abyśmy, jako poczuwający się do naszego dziedzictwa i odpowiedzialności, mogli się o tym przekonać.
Co robić z tą milczącą większością? Jak ją odzyskać dla Kościoła, do którego chodzi, dla Polski, w której mieszka?
„A najszkodliwsi są katolicy bojaźliwi, małego serca, którzy gniewem się sprawiedliwym i świętym ku obronie czci Boga swego nie zapalają, gorliwości nie mają i jako straszydła na wróble stoją. Skupią się na obieranie trybunalistów albo sejmowych posłów, będzie jako zawżdy do kilaset katolików, a dziesięć albo mniej heretyków. Śmiałością, fukiem, groźbą prześladowań i wojny domowej ustraszą wszystkich katolików i heretyka na trybunał albo na poselstwo wsadzą, a zhukani katolicy przyzwalają i śmiech z siebie czynią, i przekleństwo ono żydowskie na się przywodzą, iż jeden sto ich zastraszy, i mocniejszy fałsz, niźli prawda, i słabsze żelazo, niźli rózga, i słudzy Boga prawego bogów się fałszywych boją, a swemu prawdziwemu nie dufają. O nierozumie!" O nierozumie! - chciałoby się wielekroć powtórzyć za naszym kaznodzieją narodowym, ks. Piotrem Skargą (Wezwanie do pokuty). Przecież wystarczy zastąpić słowo „heretyk" słowem „europejczyk", „ateista" czy „komunista" i diagnoza będzie jak najbardziej aktualna.
Potrzebujemy dziś odwagi i wielkiego ducha, a nade wszystko rozumu, aby nie żyć i nie działać absurdalnie, bo to tylko śmiech wzbudza.
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez"