Jesteśmy świadkami jednego z najtragiczniejszych wydarzeń końca XX wieku; gdy Polacy, bohaterski naród, który umiał bić się za wolność swoją i cudzą, który wydał Papieża, dziś - nie wyjeżdżając za granicę - ucieka od własnej Ojczyzny. Wyrzeka się prawdy, pobłaża złu i zdradzie, wybiera oszustów i złodziei, nie chce fabryk, nie chce nawet ziemi. Dokąd tak ucieka? Czy ucieknie od siebie? Se quoque fugit?
W jednej z Pieśni Horacy pyta:
„Czemu tak krótkie życie, a żądania
nadmierne? Czemu wędrujemy wiecznie?
Można z Ojczyzny uciec, lecz któż od siebie ucieknie?
Patriae quis exsul / se quoque fugit?".
A jednak te 50 lat to nie była grypa, jesteśmy jak po zawale, część serca narodu przestało bić dla Polski.
I te niedotlenione umysły, do których niewiadomo już jak przemawiać... Czy ci, którzy zostali, udźwigną ciężar dziejów? Nie wiadomo gdzie szukać wsparcia, jeśli tyle środowisk, na które ciągle liczymy, żyje w syndromie strachu i szantażu? Bo jakże inaczej wytłumaczyć tę przedziwną opieszałość i mętność tam, gdzie trzeba działać szybko, jednoznacznie i zdecydowanie?
Źródło tragizmu naszych ostatnich dziesięcioleci bierze się z próby połączenia dwóch radykalnie odmiennych cywilizacji. Ostrzegał przed tym ciągle Feliks Koneczny. Bo cóż wspólnego może mieć nasza cywilizacja chrześcijańska, która uznaje Boga jako sprawcę i cel życia ludzkiego, dla której człowiek jest podmiotem-osobą - z cywilizacją, która nie tylko, że Boga neguje, ale z Nim jawnie i ukrycie walczy, a człowieka ma za rzecz lub narzędzie? Nie ma nic wspólnego, a jeśli tyle milionów Polaków całkiem głupio sądzi, że są punkty wspólne, to, niestety, one są tylko pozorem, który w chwilach przełomowych ujawnia swe okrutne, bezpardonowe i bezlitosne szpony.
I wówczas ci Polacy udają, że nic nie widzą, robią rybie oczy, zapamiętują się w alkoholu lub siadają pod kominem telewizyjnym, żeby się zaczadzić, o czym dobrze wiedzą wynajęci specjaliści od socjotechniki i pomagają w podtrzymywaniu tego zbiorowego delirium. Ciągle musimy sobie przypominać, aby nie utracić poczucia rzeczywistości, że orientacja, która tak mocno pacyfikuje życie Polski, należy do innej cywilizacji, nie należy do naszej rzeczywistości i dlatego, aby nas do siebie przyspawać, sięga po środki specjalne, które odbierają poczucie rzeczywistości: do nich należy przede wszystkim alkohol i media.
Św. Paweł w drugim liście do Koryntian nieustępliwie powtarza: „Nie ciągnijcie jarzma z niewierzącymi. Cóż bowiem za uczestnictwo sprawiedliwości z nieprawością? Albo co za towarzystwo światłości z ciemnością? A co za umowa Chrystusa z Belialem? Albo co za udział wierzącego z niewierzącym? Lecz jaka zgoda świątyni Bożej z bałwanami?" (2 Kor 6, 14).
Te słowa św. Pawła są napomnieniem, skierowanym do nas, bo my boimy się liczyć na siebie, ciągle szukamy siły i wiarygodności u ateistów, oszustów i bałwanów. Co za małość. A dorabiane są do tego różne usprawiedliwienia w rodzaju miłosierdzia, ekumenizmu, chrześcijańskiego przebaczenia, wszystko - byle nie prawda, męstwo i roztropność. Dlaczego nie kierujemy się słowami św. Pawła: „Wyjdźcie spośrodka nich!". Skąd tyle małości w nas? Skąd tyle małości u wielu z tych, którzy mają nas prowadzić?
Jeśli jest aż tak źle, to w takim razie sami musimy jakoś sobą pokierować, zatrzymać się, pomyśleć... Najpierw musimy odebrać to, co należy się całemu narodowi, musimy odebrać naszą własność. Jeśli to się uda, to cała sytuacja radykalnie się zmieni, w większym stopniu niż nam się wydaje, bo powodzenie całego spisku przeciwko Polsce, jakiego od kilku lat jesteśmy świadkami, zależy nie od urzędów, ale przede wszystkim od zawłaszczenia naszej własności. To jest punkt newralgiczny i najbardziej wymierny.
Dlatego zbudźmy się i skupmy. Nie uciekajmy z Ojczyzny. Nie uciekajmy - od Ojczyzny...
Piotr Jaroszyński
"Rozmyślania o mojej Ojczyźnie"