Hasło „młodzież przyszłością świata" jest hasłem powszechnie znanym. Powtarzają je w chwilach uroczystych mężowie stanu, aby ukazać przed kolejnym pokoleniem optymistyczną perspektywę życia w danym społeczeństwie. Młodzież pobiera nauki, aby następnie poprzez pracę zawodową przejąć „pałeczkę" od swoich rodziców w tzw. sztafecie pokoleń. Młodzież jest przyszłością świata, to znaczy, że ona jest następna w kolejności do decydowania o losach świata.
A jakie są inne pokolenia oprócz uczącej się młodzieży i aktywnych zawodowo dorosłych? Są jeszcze emeryci, którzy po zakończeniu pracy dożywają starości (dziadkowie, a czasem również pradziadowie). Są także dzieci. Emeryci nie są przyszłością świata, ponieważ odchodząc ze stanowisk pracy, tracą też wpływ na podejmowane decyzje w skali społecznej; ich życie zbliża się do naturalnego kresu. A dzieci? Dzieci, obok młodzieży, są przyszłością świata, to one wejdą w okres młodzieńczy, a następnie zawodowy. Obok młodzieży, dziecko jest przyszłością świata.
Czy jednak dziś jest to takie pewne? Jakie dziecko? W jakim świecie? Zmiany zachodzące dziś na naszym globie sprawiają, że przyszłość świata, a więc i przyszłość dziecka stoi pod wielkim znakiem zapytania. Czy będzie istnieć i jakie będzie?
Zalegalizowanie aborcji w wielu krajach sprawia, że miliony dzieci nie tylko nie będą miały wpływu na świat, ale wręcz nie ujrzą świata. One więc nie są przyszłością świata. Skala różnych form aborcji jest dziś nieporównywalna do jakichkolwiek okresów w dziejach ludzkości. Mówiąc o dziecku jako przyszłości świata, musimy zdawać sobie sprawę, że są dzieci, które nie zdążą świata nawet zobaczyć.
Będą wszakże dzieci, które przyjdą na świat. Środowiskiem, w którym od tysiącleci dziecko dojrzewało i było wychowywane, była rodzina, a więc mama, tata, rodzeństwo, dziadkowie. Rodzina była wielopokoleniowa.
A jaka jest rodzina dziś? Z punktu widzenia tradycyjnego rodzina uległa nie tylko osłabieniu, ale poddana została najrozmaitszym deformacjom. Rodzina jest najczęściej dwupokoleniowa, gdyż dziadkowie mieszkają osobno. Rodzina jest małodzietna lub wręcz bezdzietna; jedynak w rodzinie to zjawisko coraz bardziej powszechne. Coraz więcej małżeństw jest rozwiedzionych (w niektórych krajach ok. 1/3), oznacza to, że dziecko mieszka tylko u jednego z rodziców, wraz z macochą lub ojczymem.
Nawet w „normalnej" rodzinie dziecko coraz mniej przebywa z rodzicami. Z jednej bowiem strony rodzice pracując zawodowo sami mało przebywają w domu, z drugiej zaś dzieci obejmowane są od coraz to wcześniejszego wieku obowiązkową edukacją przedszkolną. Dziecko coraz dłużej przebywa poza domem w instytucjach edukacyjnych, będąc w domu z kolei gros czasu spędza przed telewizorem (programy telewizyjne, video, gry komputerowe, Internet).
Coraz wcześniej młody człowiek podejmuje pracę zarobkową, uniezależnia się od rodziców i opuszcza dom. Tym samym dodatkowo skraca się wpływ domu na wychowanie własnego dziecka.
Dziecko dzisiejsze dojrzewa na łonie rodziny zubożonej lub wręcz okaleczonej. Ale to nie wszystko, prawodawstwo niektórych krajów europejskich umożliwia adopcję dzieci przez pary homoseksualne, a więc dziecko nie tylko nie przebywa wśród swoich rodziców, ale oddane zostaje poza swoją wolą w ręce osób, które najprawdopodobniej potrzebują „zabawki" dla seksualnej molestacji. Jaką przyszłością świata będzie to ostatnie dziecko?
Realia dzisiejszej rodziny wskazują, że na Zachodzie mamy do czynienia z niesamowitym wręcz załamaniem cywilizacyjnej roli normalnej rodziny. Zmiany te są ideowo promowane i prawnie zalegalizowane, a tym samym nie mają one charakteru marginalnego. Wewnątrz cywilizacji zachodniej dokonuje się jakaś potężne i nieobliczalna w skutkach rewolucja.
Cywilizacja ta odcina się od swych korzeni chrześcijańskich, staje się wręcz anty-zachodnia. Dlatego uzasadniona wydaje się obawa nie tylko o to, jakie dziecko, ale czy dziecko będzie przyszłością świata.
Dziecko przychodząc na świat — już od chwili poczęcia — włączone jest z jednej strony w boskie plany stwórcze, z drugiej zaś w potężny proces twórczy samej natury. Równocześnie jako dziecko-człowiek związane jest z konkretnymi rodzicami, którzy żyją w określonym czasie w ramach jakiejś społeczności, w danej kulturze i cywilizacji. Nakłada się tu na siebie bardzo wiele czynników, których zazwyczaj nie dostrzegamy, uznając je za oczywiste.
Dzieci przychodzą na świat dzięki związkowi mężczyzny i kobiety. O ile związek taki ma charakter naturalny, o tyle małżeństwo monogamiczne jest już pewną formą kulturową. Natura jest silna i rozrzutna, nic więc dziwnego, że wiele dzieci jest poczętych ze względu na siłę natury, a nie na skutek rozumnego i odpowiedzialnego postanowienia. W wielu cywilizacjach była obecna praktyka zabijania nie tylko dzieci poczętych (aborcja), ale również już narodzonych (infantycydyzm). Zabijano dzieci pochodzące zarówno z legalnego, jak i nielegalnego łoża.
W perspektywie dziejowej uważa się, że praktyki infantycydyzmu są bardzo stare i sięgają właściwie czasów prehistorycznych (obecne nawet u Pitekantropinów). Dokonuje się tu obliczeń w oparciu o wielkość populacji męskiej i żeńskiej. Kobiet rodzi się więcej niż mężczyzn, natomiast w grobach odnajduje się zdecydowanie więcej mężczyzn (148:140). Wnioskuje się na tej podstawie, że dzieci płci żeńskiej były często uśmiercane.
Infantycydyzm pojawił się w cywilizacjach orientalnych, ale także i kulturze zachodniej antycznej Grecji i starożytnego Rzymu. W tej ostatniej różne były powody zabójstw. W przypadku aborcji powodem była najczęściej ciąża wynikająca ze związków przed- lub pozamałżeńskich. Natomiast w przypadku dzieci już urodzonych powodem mogło być dostrzegalne kalectwo, płeć (żeńska), czy nadmiar dzieci w rodzinie. Tak w Grecji, jak i w Rzymie obok aborcji usankcjonowany był również infantycydyzm 38 . Ojciec rodziny („pater familias") decydował o tym, które ze swych dzieci zostawi przy życiu, które przyjmie do rodziny, a które skaże na zagładę.
Jednak ani Grecja, ani Rzym nie uznawały, a wręcz zdecydowanie potępiały praktykę rytualnych zabójstw dzieci. To zaś stanowiło zmorę bardzo wielu cywilizacji. Spotykamy ten rytuał wśród irlandzkich Celtów, wśród Galów, Skandynawów, Egipcjan, Fenicjan, Moabitów, Amonitów i, w niektórych okresach, również wśród Izraelitów. Opis takiego rytuału, podany przez Plutarcha, budzi po dziś dzień grozę i przerażenie. Na oczach matek mordowano pierworodnych synów, a gra fletów miała zagłuszyć matczyny szloch. Ślady rytualnych morderstw w postaci szczątków i napisów odnaleźć można w czasach Jerycha w siódmym tysiącleciu przed Chr., ale przypadki takie odkryto również w połowie XIX w. w Niemczech. Dziejom człowieka na Ziemi towarzyszy infantycydyzm i filicydyzm — zabijanie dzieci w różny sposób i z różnych powodów.
Nie każde dziecko niechciane przez rodziców (ojca rodziny) było zabijane. Kwitł handel dziećmi w starożytnej Babilonii, w Grecji przed Solonem, w XII-wiecznej Anglii i w XIX-wiecznej Rosji. Dzieci oddawano jako zastaw czy to za długi czy jako gwarancję dotrzymania międzypaństwowej umowy (np. jako gwarancja rozejmu). Również ta praktyka znana była najpierw w Babilonii. Dzieci, jako uciążliwy ciężar przekazywano obcym osobom lub instytucjom. Popularna była też forma oddawania dzieci pod opiekę mamki.
Dojrzewające dziecko narażone było na różne formy deprawacji seksualnej. Pederastia, a zwłaszcza pedofilia znane były w Grecji, a także w Rzymie. Niektórych chłopców kastrowano nie tylko po to, aby nie przechodząc mutacji mogli śpiewać w chórze, ale również aby zapełnić nimi domy publiczne. Aż trudno wprost uwierzyć, ile niebezpieczeństw i zagrożeń czyhało na dziecko ze strony nie tylko przypadkowego zła, ale również zła obyczajowego, zalegalizowanego i zinstytucjonalizowanego.
Jak kształtował się obraz dziecka w przeciągu dziejów? Z uwagi na zróżnicowanie społeczne wartościowe były przede wszystkim dzieci wolnych obywateli. W niektórych cywilizacjach patrzono na dziecko przede wszystkim pod kątem jego przydatności społecznej (państwowej). W Sparcie każde nowo narodzone dziecko było poddane oględzinom specjalnej państwowej komisji, która wyrokowała o jego dalszych losach. Wynik negatywny takich oględzin (np. zła kondycja fizyczna) sprawiał, że dziecko porzucano, aby umarło. Zdrowe dzieci natomiast jak najwcześniej poddawano wychowaniu grupowemu poza rodziną. Dziecko traktowano więc jako materiał zdolny do wykonywania określonej funkcji publicznej w państwie.
W Rzymie wychowanie dziecka było podporządkowane zdolności właściwego funkcjonowania zarówno w rodzinie, jak i w państwie. W rodzinie dlatego, że rodzina posiadała bardzo mocny status społeczny, w państwie — ponieważ Rzymianie w życiu społecznym właściwie zorganizowanym upatrywali najważniejszy sens życia człowieka. Obcy im był stosunkowo duży margines greckiego indywidualizmu. Szczególny przejaw polityki prorodzinnej datuje się od czasów panowania Augusta, który nakładał kary na małżeństwa, które nie chciały mieć dzieci, a promował rodziny z co najmniej trójką dzieci (zwolnienie z podatków, wyższe stanowisko państwowe, więcej praw cywilnych dla kobiety). Wychowanie dziecka (przede wszystkim chłopca) dla państwa nie odbywało się jednak poza rodziną, ponieważ rodzina była nienaruszalnym podmiotem prawa i cywilizacji rzymskiej. Dziecko (chłopiec) miało być w życiu dorosłym zarówno dobrym obywatelem, jak i dobrym ojcem.
W XVI w. rozpoczyna się w Europie powolny proces osłabiania pozycji rodziny, zwłaszcza ojca rodziny Łączy się to z jednej strony z powiększaniem praw indywidualnych, niezależnych od rodziny, z drugiej zaś z kreowaniem monarchy na ojca narodu, który czuje się odpowiedzialny za wszystkie swoje dzieci, jakimi są jego poddani. Monarcha wspierał zwłaszcza dzieci biedne, porzucone, bezdomne. Działo się to za pośrednictwem instytucji kościelnych, dodatkowo finansowanych przez hojnych darczyńców. Taki typ pomocy społecznej pozwalał na ratowanie wielu dzieci nie tylko przed śmiercią, ale również przed szybkim stoczeniem się na margines życia (złodziejstwo, prostytucja). Względy społeczne sprawiły, że dzieci bez rodziny lub z osłabionych rodzin dzięki odpowiedniemu wychowaniu, wypełniały lukę tam, gdzie potrzebne były ręce do pracy (pomoc domowa, manufaktury). Jednak dzieci te nie miały specjalnych szans na zajęcie jakiejś wyższej pozycji w hierarchii społecznej.
Prawdziwa apoteoza dziecka jako dziecka pojawia się u J. J. Rousseau. Dziecko uznane zostaje przez niego nie tylko za twór doskonały, który w dalszym biegu życia jest popsuty przez społeczeństwo i cywilizację, ale również za stworzenie nie skażone grzechem pierworodnym. Rousseau podważa zarówno tradycję grecką, w ramach której natura była potencjalnością osiągającą swoją doskonałość poprzez kulturę, jak również zaatakowany zostaje jeden z dogmatów chrześcijaństwa: skutki winy pierwszych rodziców objęły całą ludzkość i noszą miano skutków grzechu pierworodnego. Zdaniem Rousseau, dziecko jest doskonałe, a więc nie potrzebuje ani kultury, ani łaski jako czynników pozytywnych niezbędnych dla pełnego rozwoju dziecka-człowieka. Edukacja ma chronić dobrą naturę dziecka przed wpływem kultury i społeczeństwa.
Idee Rousseau stały się inspiracją dla wielu nurtów pedagogicznych rozwijanych przez takich autorów, jak: Johann Basedow, Johann Pestalozzi, Friedrich Froebel, Johan Herbart czy I. Kant. Gdy jednak odkryto kilka przypadków dzieci „dzikich" (żyjących samotnie poza rodziną i społeczeństwem) okazało się, że są to osoby wyraźnie opóźnione w rozwoju psychicznym i intelektualnym, największą zaś trudność sprawiało opanowanie mowy.
Od początku XVIII w. rozpoczyna się proces upaństwowienia szkół i obowiązkowej edukacji (Prusy od 1717 r.). Pozwala to z jednej strony na objęcie oświatą wszystkie dzieci, z drugiej jednak strony otwiera drogę do „upaństwowienia" samych dzieci. Władze państwowe szybko orientują się jak potężnym instrumentem w ich ręku staje się szkoła, w ramach której można prowadzić dowolną indoktrynację opartą na przyjętej ideologii. Państwo, za pośrednictwem szkoły, może w całych pokoleniach kształtować obraz świata, społeczeństwa, rodziny, religii, płci, obyczajowości i moralności. A ponieważ głównym konkurentem państwa u progu czasów współczesnych jest religia katolicka, więc szkoła publiczna staje się dogodnym przedpolem do zwalczania wpływów Kościoła na życie społeczne.
Ideologizacja szkoły pociągnęła za sobą relatywizację fundamentalnych odniesień niezbędnych w rozwoju dziecka-osoby. Dobro i zło straciły wymiar obiektywny, a stały się korektami określonej ideologii: dobre jest to, co zgodne jest z „wartościami" wyznawanymi przez państwo. Skuteczność indoktrynacji powiększona została dzięki postępowi badań naukowych nad rozwojem dziecka, a stosowanie technik behawioralnych pozwalało na szybkie odrywanie dzieci zwłaszcza od wpływu najbliższego otoczenia, czyli rodziców i rodziny.
Jak ewolucjonizm Darwina zdegradował pozycję człowieka jako osoby, eksponując związek człowieka ze światem zwierzęcym, a nie z Bogiem, tak psychoanaliza Freuda obarczyła dziecko różnego rodzaju obsesjami seksualnymi, przez co podważony miał być pogląd o pierwotnej niewinności czy wręcz angeliczności dzieci. Postępująca sekularyzacja cywilizacji zachodniej sprawiła jednak, że miejsce transcendentnego Boga zajął ubóstwiony kosmos-przyroda, a seksualne obsesje dzieci zostały uznane za zdrowy i naturalny objaw natury, w których nie ma nic złego. Pedagogika jako naczelne zadanie wzięła na siebie nie wychowywanie dzieci, lecz ich socjalizację, czyli dopasowywanie do modelu społecznego wypracowanego w ramach danej ideologii — a także „uwolnienie" dzieci z ich seksualnych obsesji za pomocą przedmiotu określonego mianem „edukacji seksualnej".
Dzieci w coraz większym stopniu stają się zakładnikami walki politycznej. Demokracja parlamentarna opiera się na układzie wielopartyjnym, w którego ramach każda partia reprezentuje zasadniczo inną ideologię. Gdy jakaś partia dochodzi do władzy, przejmuje tzw. resorty, czyli ministerstwa, a tym samym ma możliwość zmiany polityki państwa w ważniejszych dziedzinach życia społecznego. Wpływem takim objęty jest resort edukacji. Gdy wybory wygrywa partia komunistyczna, reformuje oświatę na sposób komunistyczny, socjaliści odwołują się do ideologii socjalistycznej, a liberałowie — liberalnej.
Edukacja, która w tradycji zachodniej charakteryzowała się wielowiekową ciągłością, podlega wstrząsom co kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Ma to fatalny wpływ wychowawczy zarówno w obrębie jednego pokolenia, jak i kilku pokoleń. W obrębie jednego pokolenia młody człowiek nie kończy tego, co rozpoczął, rozpoczyna coś, do czego wcześniej nie był przygotowany. Pokolenia kształcone wedle różnych wzorów tracą ze sobą kontakt, konflikt pokoleń przybiera postać walki pokoleń mówiących zupełnie różnymi językami i operującymi różnymi „systemami wartości". Świat, do którego dziecko ma wyrosnąć, okazuje się innym światem, w którym nie znajduje dla siebie miejsca.
Obok zagrożeń ze strony ideologii, pojawia się praktyka „urynkowienia" dzieci, traktowania dzieci jako towaru reklamowego. Dziecko, budząc naturalną sympatię, staje się nośnikiem (uwiarygodnia) pseudo-wartości wielu towarów. Rodzice „sprzedają" swoje dziecko firmie reklamowej, otrzymując za to wysoką zapłatę; firma reklamowa czerpie potężne zyski dzięki użyciu dzieci do promowania wielu wyrobów. Dziecko jest towarem podwójnym: dla firmy i dla rodziców, samo natomiast mimowolnie wprowadza w błąd rzesze klientów uwiedzionych czarem dziecięcej niewinności.
Sukces reklamowy dziecka uderzyć musi rykoszetem w jego rozwój psychiczny ku młodości i ku dojrzałości. Korzyści i popularność płynące ze sprzedaży „samego siebie" muszą zawirować w głowie naruszając proces budowania pionu moralnego i intelektualnego.
Symbolika reklamy ukazującej dziecko w aureoli młodości i radości staje się zaprzeczeniem faktycznego losu dzieci skazanych na instrumentalne traktowanie przez bezwzględny świat dorosłych.
Na de przykładowo wymienionych tu różnych zagrożeń, jakie osaczają dziecko w różnych cywilizacjach aż po dzień dzisiejszy, widać, jak unikatową cywilizacją jest chrześcijaństwo. Zarówno bowiem w porządku przyrodzonym, jak i nadprzyrodzonym dziecko od chwili poczęcia posiada status nade wszystko osoby. Oznacza to, że jest osobą, a nie rzeczą czy narzędziem, że jest podmiotem i celem, a nie środkiem. Dziecko — każde dziecko — jako osoba posiada niezbywalne prawo do życia i do ludzkiego rozwoju. Z kolei podniesienie małżeństwa do statusu sakramentu, uznanie jego nierozerwalności, pozwala na to, aby dziecko nie tylko do osiągnięcia dojrzałości, ale również później dla swoich dzieci miało zabezpieczone najbardziej podstawowe odniesienie rodzinne zarówno w porządku natury (dziedzictwo krwi), jak i w porządku kultury (wychowanie i tradycja). Ciągłość pokoleń staje się ciągłością cywilizacji. Trudno o bardziej personalistyczne podejście do dziecka — i to nie tylko w wymiarze życia przyrodzonego, ale i nadprzyrodzonego — niż ma to miejsce w chrześcijaństwie.
Współczesna walka z chrześcijaństwem - na gruncie ideologicznym — czy to ze strony komunizmu, socjalizmu bądź liberalizmu, uderza w cywilizacyjną pozycję dziecka. W żadnej z tych cywilizacji dziecko (i w ogóle: człowiek) nie jest osobą. Człowiek pojęty jest albo jako część społeczeństwa, a więc nie jako samoistny podmiot (socjalizm i komunizm), albo jako bezosobowa wolność (liberalizm). Zamiast kategorii osoby-człowieka pojawia się kategoria człowieka-obywatela, a więc kategoria zrelatywizowana do państwa i jego ideologii. Państwowa władza prawodawcza ustawia się ponad prawami człowieka-osoby, przypisując sobie prawo życia i śmierci. W miejsce prawa wyłącznie do dobra, pojawia się prawo do zła jako warunek urzeczywistniania pseudo-wolności. Ideologie te stanowią wielorakie zagrożenie dla dziecka. Zarówno komunizm, jak i liberalizm dopuszczają aborcję, a więc uderzają w najbardziej fundamentalne prawo dziecka-osoby. Obie ideologie osłabiają, a docelowo niszczą kategorię małżeństwa jako dozgonnego związku sakramentalnego, przez co uszkodzona zostaje naturalna i kulturowa nisza rozwoju dziecka, a w dalszej perspektywie - cywilizacyjnego ciągu pokoleń.
Promowane dziś tzw. prawa dziecka mają na celu nie tyle ochronę najbardziej podstawowych praw dziecka, co nastawienie dzieci przeciwko rodzicom i przeciwko wychowawcom. Syndrom zachowań wynikających z ustawienia wolności przed prawdą prowadzi do wewnętrznego zniewolenia (gdy wybieram zło), a także do zdegenerowania relacji międzyludzkich, zwłaszcza rodzinnych.
W rozwoju dziecka wola wyprzedza zdolność pełnego rozumienia (chce rzeczy zarówno dobre jak i złe), dziecko nie potrafi przewidzieć dalekosiężnych konsekwencji swojego złego wyboru. Odpowiedzialna rola rodziców polega na przewidującym ograniczaniu lub ukierunkowywaniu nie tyle woli, co pragnień lub wręcz zachcianek dziecka. Nazwanie wolnością pragnień dzieci jest nadużyciem słowa „wolność", które jako akt woli (władzy duchowej), aby było prawdziwą (doskonałą) wolnością, musi być zapośredniczone przez intelektualne rozpoznanie. Wola — w sensie ścisłym — jest pożądaniem intelektualnym. Może jednak ulegać pożądaniu zmysłowemu. W przypadku dzieci pożądanie zmysłowe jest silniejsze od poznania rozumowego, stąd tzw. wolność dziecka jest wolnością niedoskonałą, podległą nie tyle obiektywnemu rozpoznaniu dobra, co uległością wobec subiektywnych pożądań. Konflikt między obiektywnym rozpoznaniem przez rodziców dobra dla dziecka, a pożądaniami dziecka, które nie rozumie, co naprawdę i obiektywnie jest dobre, skłonić może dziecko do buntu przeciwko rodzicom wykraczającego poza zwyczajną „dynamikę" życia rodzinnego. Postulaty dziecka znaleźć mogą arbitra u osoby obcej, reprezentującej urzędowo państwo i jego ideologię. A wówczas „wolność dziecka" użyta być może przeciwko własnym rodzicom i w konsekwencji doprowadzić do rozpadu rodziny.
To „używanie" dzieci przeciwko rodzicom opiera się dziś na całej technologii sterowania psychiką dziecka zarówno za pośrednictwem programów edukacji, jak i mediów. W amerykańskim programie OBE (Outcome-Based Education) dzieci już w pierwszych klasach wypełniają test, które pozwalają nauczycielom zorientować się, jaki jest stosunek dzieci do rodziców i pielęgnowanej przez nich tradycji (zwłaszcza religijnej). Testy te służą skuteczniejszemu „odrywaniu" dzieci od rodziny, gdy wiadomo, jakie zasady i wartości, obowiązują w życiu rodzinnym.
Z drugiej strony media, a zwłaszcza telewizja wkraczają w życie dzieci z coraz większym impetem i w sposób coraz bardziej zaplanowany. Dzieci obcują z telewizją nie tylko w domu, ale również w szkole. Amerykański Program I zaopatruje 40% szkół w USA w darmowy sprzęt telewizyjny (monitory, anteny satelitarne), pod warunkiem, że wszystkie dzieci obowiązkowo oglądają codziennie 12-minutowy pakiet programowy. Składa się nań 10 minut wiadomości i 2 minuty reklam. Program musi być oglądany w całości, bez przerwy i bez zmiany kanału telewizyjnego. Efekty komercyjne są niewyobrażalne: rynek młodzieżowy (od 6 do 12 lat), to 80 miliardów dolarów obrotów rocznie. Natomiast cena reklam w tym dziecięco-młodzieżowym programie jest dwukrotnie wyższa niż w innych programach. Świadczy to o skuteczności telewizyjnego prania młodych mózgów.
Oderwanie dziecka od rodziny w imię praw dziecka i w imię wolności dziecka jest przewrotną strategią wrzucenia młodego człowieka w wir ideologii i biznesu, których celem jest wyzysk i odczłowieczanie postaw.
Coraz częściej dziecko — symbol wiosny, radości, przyszłości — jest socjotechnicznym „imagem", który wykorzystuje się dla zwabienia klientów lub dla oczarowania wyborców antyludzką w rzeczywistości ideologią. Radosne dziecko żuje gumę, która nieustannie pobudza soki żołądkowe nie pozwalając na duchową koncentrację. Promienne dziecko znajduje się w objęciach rządzącego państwem, który z zimną krwią podpisał ustawę aborcyjną. Urocza dziewczynka reklamuje nowy krój sukienki w przedziwnej pozie. Te widoki stają się nagminne. Dziecko — symbol życia ku przyszłości — coraz częściej ma złamaną przyszłość, staje się narzędziem, zabawką, towarem...
Współczesna, zdeformowana cywilizacja, ingeruje w życie człowieka już od chwili poczęcia, najpierw fizycznie, a potem — wraz z rozwojem dziecka — ideologicznie. Przywrócenie przyszłości świata dla dziecka, to przywrócenie podstawowych zasad rozwoju człowieka jako osoby, aby dziecko będąc dzieckiem było przygotowywane do bycia młodzieńcem, człowiekiem dojrzałym, a wreszcie tym, kto odchodząc z tego świata, nie traci sensu życia. Takie są zasady cywilizacji personalistycznej, tylko w oparciu o nie budować można przyszłość dziecka dla świata przyszłości.
Piotr Jaroszyński
"Europa bez Ojczyzn"