Dyskusja i dialog, to podstawowe formy słownego kontaktu między ludźmi. Odpowiednikiem łacińskiego słowa discussio (disquasso) jest polskie roztrząsanie, a greckiego dialogos - polska „rozmowa". A ponieważ język jest podstawowym znakiem więzi społecznych, więc dyskutujemy i roztrząsamy, dialogujemy i rozmawiamy, bo jest to dla człowieka czymś normalnym. Oczywiście, dyskusja czasem przeradza się w sprzeczkę, czasem w kłótnię, a nawet prowadzić może do rozstania w gniewie czy obrazie. Gdy przestajemy ze sobą rozmawiać, to zły znak, zerwaliśmy ze sobą kontakt.
Są narody, które mówią bardzo dużo, nieomal bez przerwy, są to narody południowe, posługujące się językami romańskimi. Ludzie północy z kolei są raczej małomówni. Polacy mówią dużo, zwłaszcza gdy są podekscytowani, łatwo się kłócą, szybko obrażają, ale nie trwa to zbyt długo, przelatuje jak wiosenny deszczyk. Czasem tylko ktoś pamięta urazy przez całe lata.
Naturalnym celem rozmowy jest chęć dojścia do porozumienia i zgody. Rozmawiamy, aby się zrozumieć i coś wspólnie postanowić. Gdy zaistnieją kwestie sporne, staramy się lepiej i jaśniej przedstawić, o co nam chodzi. A ponieważ prawda nie zawsze jest łatwa do zobaczenia, więc i dyskusja napotkać może na szereg trudności. Przy dobrej woli, trudności te można jednak pokonać.
Są różne rodzaje dyskusji. Są dyskusje naukowe, w których biorą udział specjaliści. Głos w takiej dyskusji wymaga odpowiedniego przygotowania i kompetencji. Są dyskusje polityczne, w których głos zabierają posłowie, senatorowie czy ministrowie przedstawiający punkt widzenia swojej partii. Są wreszcie dyskusje światopoglądowe, czyli dyskusje na jakikolwiek temat, w których każdy czuje, że ma coś do powiedzenia, niezależnie czy chodzi tu o ekonomię, politykę czy religię. Dyskusje światopoglądowe stanowią ulubioną płaszczyznę funkcjonowania mediów, ponieważ mogą wciągnąć bardzo szerokie grono odbiorców. Natomiast dyskusje czysto specjalistyczne są dla większości odbiorców niezrozumiałe i nudne, dlatego w mediach rzadko mają miejsce.
Większość z nas łatwo daje się więc wciągnąć w dyskusje światopoglądowe, w których jest trochę ekonomii, nieco etyki, szczypta religii i bardzo dużo polityki. Niczym na meczu piłkarskim śledzimy ścieranie się różnych stron, od czasu do czasu udzielamy też zbawiennych rad. Bywa, że emocje sięgają zenitu. Lubimy, gdy jeden zawodnik okiwa drugiego, często zapominamy, że najbardziej to my jesteśmy kiwani, połykając nieświadomie sprytnie umieszczone reklamy. Zapominamy, że mecz jest dla reklam, a reklamy dla zysku.
Już dwa i pół tysiąca lat temu pojawili się w Grecji dziwni fachowcy, zwano ich sofistami, czyli mędrkami. Za pieniądze uczyli takiego operowania słowem, które miało przekonać, że czarne jest białe, a zło jest dobre. Sztuka ta była szczególnie przydatna w demokracji, gdy karierę polityczną robiło się na rynku i na zgromadzeniach ludowych. Sofiści umieli zakręcić ludziom w głowach.
Mieli gotowe przemówienia i argumenty za i przeciw, a klient, np. sprytny polityk, mógł od nich odpowiedni zestaw kupić. Sofiści mówili: możemy udowodnić wszystko, zarówno to, że byt jest, jak i to, że bytu nie ma, że Helena była winna, jak i to, że była niewinna, że Temistokles jest uczciwy, jak i to, że należy skazać go na banicję. Tacy to byli mędrkowie.
Czy ród sofistów zaginął? Wydaje się, że nie. Sofiści posługiwali się takimi argumentami, które noszą miano sofizmatów. I dziś pełno sofizmatów w dyskusjach telewizyjnych i na trybunach sejmowych. Współczesna demokracja, dla której rynkiem są masowe media, po prostu pławi się w sofizmatach. Wielu dziennikarzy wespół z politykami, i to szkolonymi jeszcze w Wieczorowych Uniwersytetach Marksizmu-Leninizmu, posiada całe zestawy argumentów za i przeciw, by w odpowiednim momencie wyjąć odpowiedni zestaw i na oczach milionów bawić się, a następnie rozłożyć na łopatki niedoświadczonego rozmówcę. Gawiedź się cieszy. Ale czy to oznacza, że rację ma tylko ten, kto ma dużo argumentów, a nade wszystko argument ostatni? Nie. Ponieważ argumenty mogą był fałszywe, choć płynnie i szybko wypowiedziane. W dyskusji nie zawsze jest czas na zastanowienie, kto nie jest dość bystry, nie dostrzeże pułapki i przegra, choć tak naprawdę mógł mieć rację. Celowy brak retoryki w szkole powoduje, że większość Polaków jest w tej materii niedouczona i daje się okręcić krętaczom. Ujmuje ich gładkość mowy, a nie trafność argumentów.
Ale uwaga! Argumenty często służą po to, żeby ludziom rozmiękczyć świadomość i wrażliwość. Dotyczy to zwłaszcza spraw moralnych, w których człowiek posiada sumienie, które wprost odczytuje dobro i zło bez pomocy argumentów. Nadmiar argumentów w sprawach moralnych ma bardzo często na celu wprowadzenie zaburzeń w barometrze sumienia. Konsekwencją jest relatywizm i permisywizm, czyli zgoda na to, że każdy może postępować, jak mu się podoba, bo nie ma obiektywnego kryterium dobra. Taki charakter mają różne debaty zwane oxfordzkimi, które są pułapką, zwłaszcza dla ludzi młodych, nie ugruntowanych moralnie i intelektualnie.
Rozmawiajmy i dyskutujmy, ale strzeżmy się płatnych mędrków, bo im nie chodzi ani o dobro, ani o prawdę. Pamiętajmy, że dwa i pół tysiąca lat temu to oni tak otumanili sędziów, że ci skazali na śmierć najbardziej szlachetnego człowieka, jakim był Sokrates. Dlatego w sposób szczególny strzeżmy prawości naszych sumień.
Piotr Jaroszyński
"Kim jesteśmy"