Polska jest państwem, które leży w Europie Środkowej, w samym jej sercu. Jednak z racji politycznych, a nie geograficznych jawi się po dziś dzień w świadomości ludzi Zachodu jako państwo należące do Europy Wschodniej. Przez prawie pół wieku pozostawała bowiem pod dominacją Związku Sowieckiego. A ten i geograficznie, i politycznie, i cywilizacyjnie należał do Wschodu.
Polska jest państwem, które powstało u schyłku I tysiąclecia po Chrystusie. Narodziny naszej państwowości, do czego doszło za sprawą księcia Mieszka I, w sposób nierozerwalny wiążą się z aktem przyjęcia chrześcijaństwa, co nastąpiło w roku 966. Chrześcijaństwo płynęło wówczas wieloma nurtami. Był bardzo silny nurt bizantyński, który ukształtował Księstwo Kijowskie, był nurt rzymsko-bizantyjski w Cesarstwie Niemieckim i był nurt rzymski. Polska przyjęła chrześcijaństwo z Rzymu za pośrednictwem Czech, a nie Niemiec. Dzięki temu weszła w orbitę nie cywilizacji bizantyńskiej, ale łacińskiej.
W historii Polski do przełomowych dat, oprócz samej daty powstania, należą rok 1385 (układ w Krewie) - jako początek długiego procesu łączenia Polski z Litwą, gdy powstaje potężne państwo od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne. Lata 1772-1795 to rozbiory Polski dokonane przez Rosję, Prusy i Austrię, wskutek których Polska znika z politycznej mapy Europy. Rok 1918 odzyskanie niepodległości. Rok 1944 oddanie Polski pod wpływ Związku Sowieckiego. Rok 1989 fasadowy upadek komunizmu.
Na przestrzeni tak długich dziejów pojawiło się wielu niezwykłych ludzi, którzy swą postawą i osiągnięciami kształtowali kulturowe oblicze polskiego narodu. Niektórzy z nich swymi osiągnięciami przyczynili się do pomnożenia skarbca Europy i świata.
Takie nazwiska jak Mikołaj Kopernik, Fryderyk Chopin, Tadeusz Kościuszko, Maria Skłodowska-Curie weszły do kanonu nazwisk znanych w wymiarze światowym. Inne głośne były tylko w pewnym czasie, gdy znajdowały się na fali popularności, jak Ignacy Jan Paderewski, Henryk Sienkiewicz czy Helena Modrzejewska. Oczywiście, mechanizm kreowania nazwisk i ich utrwalania jest dość skomplikowany. Fakt, że pewne nazwiska się zapomina, może źle świadczyć o epoce i poziomie cywilizacji, a nie utracie wartości dzieł stworzonych przez danych ludzi. Inni z kolei nie weszli do panteonu sławy, chociaż w pełni mogli na to zasługiwać. Dopiero dociekliwi i bezstronni badacze, zagłębiając się w dziejach jakiegoś narodu, odkrywają cudowne perły, które starają się wydobyć na powierzchnię i ukazać pełnię ich blasku. Zazwyczaj dla wyzyskania ich znaczenia jest już jednak za późno. Czasem naród nie zna własnej przeszłości i własnych osiągnięć, czy to wskutek niedbalstwa, czy planowej akcji niszczenia tożsamości przeprowadzanej przez kolonizatorów, okupantów czy zaborców. Jeden z polskich poetów nie wahał się zauważyć, zwracając się do swoich rodaków: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Ale prawdą jest, że w czasie zaborów nie wolno było mówić po polsku w miejscach publicznych takich jak urzędy, szkoły, dworce kolejowe, a nawet ulice. A cóż mówić o udostępnianiu dziedzictwa narodowego? Z kolei w czasach komunizmu stosowano klucz ideologiczny: przeszłość w jej szlachecko-królewskim obliczu ukazywano tylko w krzywym zwierciadle, a Kościół, który przez tyle wieków niósł cywilizację i oświatę, przedstawiano jako siedlisko obskurantyzmu.
Papież Polak
Wśród nazwisk, które zaliczyć można do „prominent Pole” jest święty Jan Paweł II (1920-2005), papież (Karol Wojtyła), nazywany Wielkim. Tę postać chciałbym przybliżyć jako Polaka, jako tego, który w swoim nauczaniu wpisuje się w piękną tradycję polskich dziejów, polskich aspiracji, polskich ideałów. Papieżem został Polak nieprzypadkowo.
Zwrócę uwagę na kilka aspektów: papież przypomina o patriotyzmie, ale takim, który nie prowadzi do nacjonalizmu. Papież mówi o tolerancji, ale z prawem zachowania własnej tożsamości. Papież głosi humanizm, ale nie taki, którego warunkiem jest negacja Boga. Szereg pięknych ideałów, mających swoje źródło nie tylko w Piśmie Św., ale i w kulturze grecko-rzymskiej, uległo dziś deformacji, a nawet degeneracji. Dlatego warto je przypomnieć za pośrednictwem Jana Pawła II.
Papież i patriotyzm
Karol Wojtyła urodził się w maju 1920 r. w Wadowicach. Było to dwa lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a tuż przed inwazją sowiecką na Polskę. Świeżo odzyskana niepodległość wisiała na włosku, komunizm miał dalekosiężne plany opanowania najpierw Europy, a potem świata. Ojciec Karola był oficerem w armii polskiej. W sierpniu 1920 r. Polska obroniła siebie i Europę przed komunizmem, ale w 1939 r. uległa przemocy najpierw Niemiec (1 września), a wkrótce potem Związku Sowieckiego (17 września).
W czasie wojny Karol Wojtyła pracuje najpierw w kamieniołomach, a potem w fabryce chemicznej Solvay. Rozwijają się jego zainteresowania literackie. Pisze dwa dramaty: „Hioba” i „Jeremiasza”. Bierze też udział w podziemnych przedstawieniach Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka. Gra rolę króla Polski, Bolesława Śmiałego, w sztuce „Król Duch” wielkiego polskiego poety romantycznego Juliusza Słowackiego. W r. 1942 wstępuje do krakowskiego seminarium. Na księdza zostaje wyświęcony tuż po wojnie, 1 listopada 1946 r.
W czasie II wojny światowej Polska posiadała nie tylko największą armię podziemną świata, ale również niezwykle rozwinięte podziemne szkolnictwo, łącznie ze szkołami wyższymi. Za udział w kształceniu groziły kary więzienia, zesłania do obozu koncentracyjnego, a nawet kara śmierci. 6 listopada 1939 r. Niemcy zesłali do obozu koncentracyjnego 184 profesorów jednej z najstarszych w Europie uczelni, Uniwersytetu Jagiellońskiego, założonego jako Akademia Krakowska przez króla Kazimierza Wielkiego w r. 1364. W sumie w czasie wojny zginęło 700 profesorów wyższych polskich uczelni (ok. 30% całej kadry). Szacunkowa cena zniszczeń wojennych wynosi ponad 1 bilion dolarów. Powracający tragizm dziejów narodu polskiego stał się bezpośrednim udziałem młodego studenta. Nabiera on jednak swoistego wymiaru, w którym człowiek wrażliwy i inteligentny dochodzi do wielkich przemyśleń, ogarniając zarówno losy całego narodu, jak i losy każdej jednostki.
W „Królu Duchu” Juliusza Słowackiego możemy przeczytać:
Cały się stałem ojczyzną... I cały
Stałem się prochem...
I cały rozpaczą!
Fraszka te węże,
co w piekle kąsały
Dawne anioły.
– Niech ludzie zobaczą
To ziarno męki i ten proszek mały,
W którym się miasta palą
– matki płaczą,
Dzieciątka swoje własne gryzą
z głodu,
Niech pojmą ducha jęk
– słowo narodu...
(II, 12)
Cierpienie Polski nabierało znaczenia religijnego, przez nie wyrażał się duch narodu, przez nie rósł duch narodu. Ta perspektywa pozwalała zachować godność i poczucie sensu, mimo tak strasznych nieszczęść i tragedii. W czasie II wojny światowej Polska straciła 6 milionów swoich mieszkańców.
Dopiero w świetle dziejów Polski i osobistych doświadczeń młodego wówczas kleryka możemy lepiej zrozumieć słowa, jakie wypowiedział już jako papież, Jan Paweł II, w siedzibie UNESCO w Paryżu 2 czerwca 1980 r.: „Jestem synem Przemówienie Jana Pawła II w siedzibie UNESCO w Paryżu. 2 czerwca 1980 r. narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a pozostał przy życiu i pozostał sobą”. Powstaje pytanie, co sprawiło, że ten naród przetrwał i pozostał sobą. Była tym – kultura. Papież mówił: „Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie biorąc za podstawę przetrwania jakichkolwiek innych środków fizycznej potęgi jak tylko własna kultura, która się okazała w tym przypadku potęgą większą od tamtych potęg”. Papież wskazuje na kulturę jako podstawę bytu i przetrwania narodu. Kultura narodowa oferuje ludzkie warunki rozwoju człowieka w ramach własnej społeczności, ale nie może odbierać prawa innym społecznościom do własnej kultury. Nie ma nic wspólnego z szowinizmem czy nacjonalizmem: „I dlatego też to, co tutaj mówię o prawach narodu wyrosłych z podwalin kultury i zmierzających ku przyszłości, nie jest echem żadnego „nacjonalizmu”, ale pozostaje trwałym elementem ludzkiego doświadczenia i humanistycznych perspektyw człowieka”. Człowiek jako podmiot odpowiedzialny za własne decyzje potrzebuje kultury, którą rozumie, z którą się utożsamia, która pozwala mu lepiej oceniać sytuację. Taką kulturą jest właśnie kultura narodowa. „Istnieje podstawowa suwerenność społeczeństwa, która wyraża się w kulturze narodu. Jest to ta zarazem suwerenność, przez którą równocześnie najbardziej suwerenny jest człowiek”. Pojęcie suwerenności, które najczęściej łączymy z narodową i państwową niepodległością okazuje się być przede wszystkim atrybutem konkretnego człowieka. Ale aby być suwerenem – istotą zdolną do podejmowania słusznych decyzji, do decydowania o sobie – trzeba mieć umysł zdolny do rozpoznania rzeczywistości. Na to rozpoznanie składa się wiedza, doświadczenie i pamięć. Człowiek nie żyje tylko własną wiedzą, własnym doświadczeniem, własną pamięcią, ale doświadczeniem i pamięcią rozpisaną na pokolenia, zapisaną w skarbcu kultury narodowej. Dlatego właśnie kultura narodowa jest tak ważna, że aż stoi na straży suwerenności jednostek.
Drogą rozwoju człowieka nie jest kosmopolityzm ani globalizm, nie jest też nacjonalizm, ale kultury narodowe, których bogactwo i różnorodność musi służyć całej rodzinie ludzkiej.
Patriotyzm Jana Pawła II wyrasta z głębokich przeżyć i doświadczeń jego samego i narodu, do którego należy. Ta przynależność pozwoliła mu lepiej zrozumieć, jak ważną rzeczą dla każdego człowieka jest patriotyzm. Dlatego w Paryżu nie wahał się zaapelować: „I mówiąc do was, Czcigodni Państwo, którzy tutaj gromadzicie się od trzydziestu z górą lat w imię prymatu tego, co wyraża się w kulturze człowieka – ludzkich wspólnot, ludów i narodów – mówię: strzeżcie wszystkimi dostępnymi wam środkami tej podstawowej suwerenności, którą każdy naród posiada dzięki swej kulturze. Strzeżcie jej jak źrenicy oka dla przyszłości wielkiej rodziny ludzkiej. Strzeżcie! Nie dopuszczajcie, aby ta podstawowa suwerenność
stawała się łupem jakichkolwiek interesów politycznych czy ekonomicznych. Nie dopuszczajcie, aby padła ofiarą różnego rodzaju totalitaryzmów, różnego rodzaju imperializmów czy hegemonii, dla których człowiek liczy się tylko jako przedmiot dominacji i różnorodnych interesów, a nie jako podmiot własnego człowieczego bytowania. Dla których również i naród, własny lub cudzy, liczy się tylko jako przedmiot dominacji i różnorodnych interesów, a nie jako podmiot: pierwszy podmiot suwerenności, wynikającej z jego własnej autentycznej kultury”.
Ten fragment wystąpienia papieża na forum UNESCO w 1980 r. stanowi kwintesencję całego przesłania, w którym ukazane są najrozmaitsze zagrożenia, na jakie narażony jest człowiek w kontekście życia społecznego. Gdy pozbawiony jest oparcia w mądrości własnej kultury narodowej ulega łatwo totalitaryzmowi, imperializmowi, ekonomii, staje się niewolnikiem. Uzbrojony w źrenicę własnej kultury, niezależnie od warunków, w których przychodzi mu Jan Paweł II w Entebbe. Uganda. Luty 1993 r. żyć, potrafi zachować człowieczą godność i suwerenność. Takie jest prawdziwe zadanie patriotyzmu.
Papież a tolerancja
Współczesne pojęcie tolerancji najczęściej wiązane jest z religią. Wyraża się przez nią prawo do niedyskryminacji z powodu przekonań religijnych. Tolerancja religijna to podstawowy wymóg państwa demokratycznego. Przeciwieństwem tolerancji jest fundamentalizm religijny, gdy na terenie jakiegoś państwa pewne religie są zakazane, a jakaś religia wręcz jest nakazana. Fundamentalizm religijny łączymy dziś najczęściej z niektórymi państwami arabskimi, a również z państwem Izrael.
Problem tolerancji religijnej jest dość skomplikowany, a poza tym objęty klamrami political correctness. W Europie nabrzmiał w okresie Reformacji, kiedy wprowadzono zasadę cuius regio, eius religio (1555). Zasada ta dawała prawo świeckiemu władcy decydowania o religii swoich poddanych. Kto tej zasadzie nie chciał się podporządkować, mógł emigrować. Brak uległości wobec nakazów władzy prowadził do utraty praw obywatelskich, a nawet do kary śmierci.
Niezwykły wyjątek w okresie wojen religijnych stanowiła Polska. Była krajem tolerancji religijnej, prawnie usankcjonowanej. W r. 1573 Konfederacja Warszawska uchwalona przez Sejm Konwokacyjny stwierdza, „że pod węzłem przysięgi i honoru my (dissidentes, poróżnieni w wyznaniu), między sobą pokój zachowamy, a nikogo dla wyznania prześladować nie będziemy i żadnej zwierzchności ku temu pomagać nie będziemy”. A nieco wcześniej król polski, Zygmunt August, naciskany przez katolików, aby ograniczyć prawa protestantów oznajmił: nie jestem królem ludzkich sumień. W mentalności polskiej, która od Unii z Litwą była formowana przez wiele narodów i wiele wyznań, tolerancja stała się czymś jak najbardziej zwyczajnym. Do tego stopnia, że Polska określana była nawet mianem „raju dla Żydów”, którzy prześladowani ściągali tutaj z całej Europy.
Tolerancja posiadać może różne oblicza. Może być narzędziem uzyskiwania wpływów jakiejś mniejszości religijnej, która tylko po to domaga się dla siebie określonych praw, aby przejąć kontrolę nad większością. Tak rzecz czasami wyglądała z protestantami w Polsce, którzy choć byli mniejszością, to jednak posiadali większość w Sejmie (pomstował na to wielki kaznodzieja Piotr Skarga). Może być też metodą osłabiania pewnego środowiska, gdy w imię tolerancji żąda się rezygnacji z własnej tożsamości. Tak dziś do religii podchodzi wiele środowisk neoliberalnych, których celem jest całkowita sekularyzacja życia publicznego.
W przypadku katolicyzmu problem tolerancji jest bardzo subtelny. Najlepiej można go zrozumieć w świetle wprowadzonego do misjologii na początku lat 50. pojęcia inkulturacji. Jak pogodzić twierdzenie, że drogą Zbawienia jest tylko Kościół, z faktem różnorodności religii i wyznań? Jak uratować osobowy wymiar wiary oparty na wolności, a nie przymusie?
W encyklice Redemptor hominis papież wyjaśnia: „Prowadząc działalność misyjną wśród narodów, Kościół spotyka różne kultury i zostaje wciągnięty w proces inkulturacji. Jest to potrzeba, która zaznaczyła się w całej jego drodze dziejowej, ale dziś jest szczególnie żywa i paląca.
Proces włączania Kościoła w kultury narodów wymaga długiego czasu: nie chodzi tu o dostosowanie czysto zewnętrzne, gdyż inkulturacja „oznacza wewnętrzne przekształcenie autentycznych wartości kulturowych przez ich integrację w chrześcijaństwie i zakorzenienie chrześcijaństwa w różnych kulturach”. Jest to zatem proces głęboki i całościowy, który dotyczy zarówno orędzia chrześcijańskiego, jak też refleksji i konkretnej działalności Kościoła. Jest to również proces trudny, ponieważ nie może w żadnej mierze naruszyć specyfiki i integralności wiary chrześcijańskiej.
Poprzez inkulturację Kościół wciela Ewangelię w różne kultury i jednocześnie wprowadza narody z ich kulturami do swej własnej wspólnoty; przekazuje im własne wartości, przyjmując wszystko to, co jest w nich dobre i odnawiając je od wewnątrz. Ze swej strony przez inkulturację Kościół staje się bardziej zrozumiałym znakiem tego, czym jest, i coraz odpowiedniejszym narzędziem misji.
Sam Kościół powszechny przez inkulturację Kościołów lokalnych wzbogaca się o formy wyrazu i wartości w różnych dziedzinach życia chrześcijańskiego, takich jak ewangelizacja, kult, teologia, dzieła miłosierdzia; poznaje i wyraża jeszcze lepiej tajemnicę Chrystusa, a jednocześnie jest pobudzany do stałej odnowy. Tematy te, obecne w wypowiedziach Soboru i posoborowym nauczaniu Kościoła, stale poruszałem w czasie moich duszpasterskich odwiedzin młodych Kościołów”(52).
Charakterystyczne jest uszanowanie różnorodności kultur i wyznań, ponieważ w nich zawarte są tzw. Semina Verbi, czyli ziarna Bożego Objawienia. Przemiana dokonuje się dobrowolnie, chrześcijaństwo jest propozycją, a nie nakazem. Pojęcie inkulturacji jest dziś kluczowym słowem, które w nowych warunkach cywilizacyjnych nabiera swoistego znaczenia, ukazuje kierunki ewangelizacji, jakże różnej od fundamentalizmu (obecnego w niektórych państwach muzułmańskich) i cezaropapizmu (charakterystycznego dla mentalności doby Reformacji).
Do istoty chrześcijaństwa należy respektowanie personalistycznej koncepcji człowieka. Człowiek jest rozumny i wolny. Aby uszanować ludzką godność, nie można zmuszać go do wiary, bo to by oznaczało, że albo nie posiada indywidualnej, rozumnej duszy, albo że liczy się tylko jako część społeczeństwa, bez prawa do własnego zdania. Inkulturacja, nie naruszając zasady tolerancji i nie wpadając w pułapkę fundamentalizmu, dociera do indywidualnego człowieka z propozycją ewangelicznego przesłania. Tą drogą kroczył właśnie Jan Paweł II.
Papież a humanizm
Szczególnym wyzwaniem dla papieży XIX, XX, a również dziś w XXI wieku jest humanizm. Słowo to choć wywodzi się z łaciny, pojawiło się jako neologizm dopiero w r. 1808 (F. J. Niethammer). Oznaczało dowartościowanie studiów humanistycznych opartych na wzorach klasycznych. Miało to znaczenie w zderzeniu z rozrostem nauk matematycznych i przyrodniczych. Ale słowo „humanizm” zostało wkrótce przywłaszczone przez środowiska socjalistyczne, które głosząc ateizm, religię chciały zastąpić humanizmem. Humanizm stał się narzędziem walki z religią i Kościołem, zwłaszcza katolickim.
Hasła „człowiek najwyższą wartością” są o tyle niebezpieczne, że deifikują człowieka, który bogiem nie jest. Nie posiada bowiem boskich atrybutów takich jak wieczność czy wszechmoc. Deifikacja człowieka w zderzeniu z faktami prowadzi do pojawienia się utopii, których celem jest wyprodukowanie „nowego człowieka”, który takie boskie atrybuty będzie posiadał. Zamiar ten realizowany jest bezwzględnie, bez liczenia się z ceną, jaką musi zapłacić człowiek dzisiejszy i faktyczny. Utopia humanizmu prowadzi do totalitaryzmu.
W encyklice Veritatis splendor papież ukazuje genezę ateistycznego humanizmu. Z jednej strony filozoficzna myśl nowożytna dążyła do całkowitego zracjonalizowania Objawienia. „Temu nurtowi przeciwstawiały się różne formy humanizmu ateistycznego, wypracowane pod względem filozoficznym. Uznały one wiarę za czynnik alienujący i szkodliwy dla rozwoju pełnej racjonalności. Nie wahały się przy tym nadać sobie statusu nowych religii i stały się podstawą nowych programów społecznych i politycznych, prowadzących do powstania systemów totalitarnych, które przysporzyły ludzkości wielu cierpień” (46).
Tymczasem prawdziwy humanizm musi opierać się na respektowaniu autentycznego miejsca człowieka w świecie i naczelnego celu jego życia, którego osiągnięcie pozwoli człowiekowi w pełni się rozwinąć. Na ten aspekt zwracał szczególną uwagę Paweł VI, na którego słowa Jan Paweł II powoływał się w Delhi (02.02.1986) zwracając się do przedstawicieli innych kultur i religii: „Za Pawłem VI powtarzam tutaj, że prawdziwym humanizmem jest tylko humanizm dążący do Boga jako najwyższej wartości poprzez uznanie powołania, które życiu ludzkiemu nadaje prawdziwym sens... Człowiek wtedy staje się tym, czym być powinien, kiedy siebie przekracza” (8).
Dziś manipuluje się słowem „humanizm” tak, aby człowieka przeciwstawić Bogu i przez to odciąć człowieka od prawdziwych źródeł jego godności, odbierając mu równocześnie transcendentny cel życia. Człowieka fałszywego humanizmu nic nie jest w stanie ochronić przed prawdziwymi despotami tego świata. Gdy w imię człowieka Związek Sowiecki budował Raj bez Boga, śmierć poniosło około 60 milionów ludzi.
Jan Paweł II, którego 100-lecie urodzin uczciliśmy w ubiegłym roku, skupił w sobie szereg talentów, których dojrzałość otwierała się na prawdziwe potrzeby ludzkie. Dlatego był z taką uwagą, a zarazem miłością słuchany przez miliony ludzi na całym świecie, niezależnie od koloru skóry, płci, wieku, narodowości. Dla Polaków tym większy jest powód do chluby, ponieważ święty Jan Paweł II skupił w sobie tak wiele polskich cech, które w – sprzyjających warunkach mogły zabłysnąć pełnią swego piękna, mądrości i dobra.
Napisał 14 encyklik, dziesiątki dokumentów papieskich, wygłosił tysiące homilii, odbył ponad 100 zagranicznych pielgrzymek, pod jego okiem ukazał się tak długo oczekiwany Katechizm Kościoła Katolickiego. Jest to człowiek wielki, którego naczelnym przesłaniem było służba drugiemu człowiekowi, aby pomóc mu odnaleźć prawdziwy i godny sens życia.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, nr 10, październik 2021