Nie ma człowieka, który znałby się na wszystkim. Tylko dzieci w przedszkolu myślą, że pani wychowawczyni wszystko wie. Później jednak, z biegiem czasu, człowiek zdobywając wiedzę, poznaje wprawdzie coraz więcej, ale częściej zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej niewiedzy. Trzeba dużo wiedzieć, żeby rozumieć, ile się nie wie. Taka świadomość świadczy o pewnej równowadze umysłowej i kulturze osobistej.
Choć na wszystkim się nie znamy, to jednak ciekawość nasza każe nam się dowiadywać o różne rzeczy. I wówczas potrzebujemy nie tylko dowodu, ale nade wszystko potwierdzenia ze strony specjalisty w jakiejś dziedzinie, czyli autorytetu. Nie mamy czasu, ani możliwości, aby sprawdzać wszystkie informacje, jakie nas interesują. Dlatego opieramy się na autorytecie. Profesor, minister, biskup, generał, reżyser - to są przykłady społecznych autorytetów.
Poza zwykłą ciekawością są również momenty podejmowania publicznie doniosłych decyzji. Taką decyzją może być choćby głosowanie w wyborach prezydenckich czy do parlamentu lub odpowiedź na pytanie w jakimś referendum. Wówczas wiele osób szuka wskazówek u autorytetów, które z uwagi na swój prestiż społeczny zwane są również autorytetami moralnymi. Gdy głosujący szukają autorytetów, aby się poradzić, to z kolei kandydaci szukają autorytetów, aby się nimi podeprzeć, wzmocnić swoją kandydaturę. Powstają liczne komitety wspierające kandydata, w skład których wchodzą różne autorytety, np. muzyk, geograf, aktor i piosenkarka. Osoby te pojawić się mogą w telewizyjnych klipach wyborczych, oświadczając sympatycznym głosem, że jestem ZA lub jestem PRZECIW. Dla głosujących wypowiedź taka ma swój ciężar gatunkowy - uznany w jakimś kręgu autorytet wpływa rzeczywiście na preferencje wyborcze szeregu osób.
Pojawiają się jednak poważne problemy. Specjalista tak naprawdę jest autorytetem tylko w swojej specjalności. Istnieje więc niebezpieczeństwo nadużycia swojej pozycji w odniesieniu do spraw, w których ktoś nie jest autorytetem, bo nie jest specjalistą. Wprawdzie społeczny prestiż, choćby profesora, w dalszym ciągu u nas się utrzymuje, niemniej jednak wynika on nade wszystko z potężnego, wtórnego analfabetyzmu, dla którego wiedza jest swego rodzaju magią, tajemnym kluczem do wszelkich umiejętności. Również prestiż urzędnika państwowego, jakim jest minister, premier czy prezydent bierze się raczej z otoczenia i atmosfery, jaka ich pracy towarzyszy: pałace, salony, obrazy, a nade wszystko telewizyjne inscenizacje powitań, przemówień i pożegnań - niż z autentycznej wiedzy, na którą politycy w drodze do kariery nie zawsze mieli czas. Są też doskonali wirtuozi, którzy świetnie opanowali grę na jakimś instrumencie, ale przecież instrument ten nie jest czarodziejskim fletem, który pozwoli poznać przyszłość wybrańców losu.
Jak autorytety nie są specjalistami od wszystkiego, tak też uznawanie ich za autorytety moralne dotyka kwestii niezwykle drażliwej. Postępowanie człowieka narażone jest na tyle niebezpieczeństw i pułapek objętych tajemnicą skutków grzechu pierworodnego, że nie bez powodu starożytni ostrzegali przed uznaniem za szczęśliwego kogoś, kto jeszcze żyje (w każdej chwili może mu się powinąć noga), a Kościół kanonizuje nie żywych, lecz zmarłych i to po przeprowadzeniu bardzo szczegółowego procesu. Rzeczą bardzo ryzykowną jest pretendowanie do miana autorytetu moralnego, chyba że ktoś chce iść śladami pewnego skromnisia, który bez wahania orzekł, że w cnocie pokory nikt go jeszcze nie prześcignął...
Próżność, by nie powiedzieć pycha, łechce podniebienie niejednego specjalisty, który świadom swych umiejętności i swej inteligencji, posiada zwykle, ludzkie pragnienie wypowiadania się na różne tematy. Co innego jednak, gdy czyni to na użytek prywatny, co innego jednak, gdy ma to charakter publiczny. Specjaliści, choć bez wątpienia inteligentni, są często ludźmi bardzo naiwnymi. Łatwo dają się użyć przez sprytnych niespecjalistów, zwłaszcza ludzi biznesu i polityki. A przecież każdy specjalista jako człowiek inteligentny powinien zwrócić uwagę na to, że w wielu wypadkach łaskocze się jego próżność tylko po to, żeby wypowiedział się na tematy, w których nie jest specjalistą. Szczególnie zaś niebezpieczne są tematy bieżące i konkretne, a zwłaszcza personalne, gdzie nie ma się pełnego rozeznania, bo brak dokładnych informacji. Chcąc zabłysnąć, autorytet feruje wyroki, nie wie, że został użyty do pewnych celów, o których nie musi mieć pojęcia.
A cóż mówić o autorytetach, które zostały sztucznie wylansowane przez media na doraźny użytek reklamy lub polityki, które nie są specjalistami i posiadają niewielką wiedzę. Czy wiele potrzeba, aby kamera sfilmowała amatora, który nie ma nic wspólnego z medycyną, a który założył fartuch, wziął słuchawki i autorytatywnie twierdził, że tabletki pomagają na ból głowy? Czy wiele potrzeba, aby zabierać głos w debatach telewizyjnych operując płynnie dziesięcioma wyrazami? To są rzeczy aż nadto proste, a jednak skuteczne, ponieważ masowy odbiorca nie posiada orientacji i daje sobą łatwo manipulować.
Potrzebujemy autorytetów, ale dziś, w dobie tak potężnego rozwoju inżynierii społecznej, bywa, że trudniej rozpoznać prawdziwy autorytet, niż samodzielnie zdobyć prawdziwą wiedzę. Warto zdobyć się na osobisty wysiłek, jeśli coś naprawdę chcemy poznać, nie warto natomiast poznawać byle czego i byle jak.
Piotr Jaroszyński
"Nie tracić nadziei!"