Wiadomości radiowe i telewizyjne roją się od sondaży. Za jest 57%, przeciwko 5%, a 30% nie ma zdania. Gdyby dziś odbyły się wybory..., gdyby dziś wprowadzono eutanazję..., gdyby dziś..., tyle jest ZA, tyle a tyle PRZECIW, reszta nie ma zdania. Sondaży jest tak wiele i powtarzane są tak często, że wpisały się już na dobre w medialny pejzaż. Powstają jednak pytania: Po co są te sondaże? Po co są nagłaśniane? Po co są tak często powtarzane?
Przeciętny konsument mediów sądzi, że telewizja lub radio podają wyniki sondaży po prostu z obowiązku podzielenia się najnowszymi informacjami. Co więcej, wyniki te przyjmowane są jako prawdziwe. A wreszcie wytwarzają u odbiorców poczucie głodu: ciekawe ile procent będzie ZA, a ile PRZECIW - jutro, za tydzień, za miesiąc. Śledzimy sondaże, jak przebieg meczu piłkarskiego - kto, kiedy, komu strzeli gola.
A jednak sondaże, to nie jest ani piłka nożna, ani skoki narciarskie, to sprawa znacznie poważniejsza. Sondaże pełnią bowiem niezwykle istotną rolę socjotechniczną, to znaczy pozwalają sterować opinią publiczną, a w efekcie kierować masami, niczym stadem owiec. W jaki sposób? Bardzo prosto.
Sondaże są systematycznie ogłaszane w dwojakich okolicznościach. Raz, gdy chodzi o udział w powszechnym głosowaniu, takim jak wybory parlamentarne czy referendum. Dwa, gdy chodzi o zalegalizowanie jakiejś ustawy. W pierwszym wypadku głosujący są wskutek sondaży odpowiednio ukierunkowani, w wypadku drugim - opinia publiczna jest oswojona ze złymi decyzjami parlamentu. Jeżeli przez dwa lata wyborcom wbija się codziennie do głowy, że jedna partia prowadzi w sondażach, a druga przegrywa, to po dwóch latach takiej psychozy, wyborcy idąc do wyborów są przekonani, że ich zadaniem jest nie wybór, ale potwierdzenie czegoś, co już od dawna wiadomo, bo mówiły o tym sondaże. Jeżeli przez odpowiednio długi czas powtarzać się będzie, że większość społeczeństwa jest za zabijaniem, to legalizacja aborcji i eutanazji przejdzie gładko.
Sondaże są przeprowadzane i ogłaszane przez określone środowiska polityczne, które zawładnęły mediami. W przypadku telewizji publicznej wiadomo, że jest to środowisko lewicowe, związane jeszcze z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, w skrócie PZPR. Telewizja publiczna powtarza wyniki tylko takich sondaży, które są korzystne dla określonej partii oraz dla wyznawanej przez nią ideologii. Telewizja powtarza bezustannie, nie tyle z uporem maniaka, co mechanicznie, żeby wręcz zakodować w umysłach ludzi sondażową rzeczywistość, która musi się ziścić. Musi i koniec. A więc jeszcze raz: ZA jest 68%, PRZECIWKO 3%, nie ma zdania 8%. Kto nie usłyszał rano, tego zapraszamy wieczorem, na wydanie główne: Proszę państwa, powtarzamy wszyscy razem, 30 milionów telewidzów zgromadzonych przed telewizorami: ZA 68%, PRZECIW 3%, nie ma zdania 8%. Kto jeszcze nie pamięta, to powtórzymy jutro rano, a potem wieczorem. I tak przez 2 lata.
Sondaże stały się częścią masowej psychozy uprawianej przez telewizję. Przecież gdyby człowiek przez sekundę pomyślał, to dojrzałby najbardziej podstawowy i oczywisty fakt: jestem wolny, nie jestem masą, zagłosuję na kogo zechcę i nic do tego telewizji, nikt mnie do niczego nie zmusi, ani niczego nie wmówi. Ja jestem wolny. Ja nie muszę udzielać odpowiedzi ankieterom, nie muszę wierzyć w sondaże; zrobię, co zechcę, być może co innego niż dziś bym zrobił.
Gdyby ludzie właśnie w takim momencie jak wybory umieli czynić właściwy użytek ze swej wolności, gdyby nie dali się wodzić za nos telewizji i nie ulegali psychozie sondaży, to wyniki wyborów mogłyby wywrócić do góry nogami cały ten zaplanowany w szczegółach antypolski scenariusz. Ale trzeba umieć być wolnym. Trzeba umieć używać rozumu i omijać pułapki socjotechniki. Rozum pozwala odróżnić nie tylko prawdę od fałszu, ale również prawdę od pozoru. Lewicowi inżynierowie społeczni wpychają milionowe masy w gęstą sieć rzeczywistości iluzorycznej, nieprawdziwej, by następnie kierować masami przy pomocy jednego paluszka.
Naprawdę, trzeba się jakoś otrząsnąć i odzyskać kontakt z rzeczywistością. To powinien uczynić każdy Polak, jeśli zależy mu na własnym odpowiedzialnym życiu i na przyszłości Polski. Jeżeli mam prawo wyboru, to muszę z tej wolności zrobić właściwy użytek: mam wybierać dobrze i zgodnie z sumieniem, a nie zgodnie z sondażem.
Nie wszyscy ulegają psychozie sondaży, głosują po swojemu. Wtedy realizowany jest drugi akt scenariusza manipulacji: jeśli wyniki wyborów są różne od zaplanowanych, co po II wojnie światowej ma najczęściej miejsce, to się je „poprawia", aby były zgodne ze scenariuszem. Innymi słowy mówiąc, następuje proces fałszowania wyników wyborów. I tu sondaże są nieocenione, ponieważ one oswoiły wyborców z fałszywymi wynikami. Ludzie nie dziwią się wynikom wyborów, choć są sfałszowane, ponieważ porównują je z wynikami sondaży. Małe odstępstwa sfałszowanych wyników od wcześniejszych sondaży mają uwiarygodnić faktycznie wielkie przekręty wyborcze.
Demokracja to nie jest ustrój sam w sobie dobry czy zły. Oparty na wolności, może być, tak jak wolność, dobrze lub źle użyty. Demokracja współczesna otwiera wielkie pole dla nadużyć za pozorną zgodą i wiedzą całego społeczeństwa. Aby ustrój ten był sprawiedliwy, ludzie muszą umieć brać na siebie ciężar wolności - rozumnej i odpowiedzialnej, zarówno w sferze osobistej jak i społecznej. Muszą też widzieć, kto i jak przy pomocy demokracji chce ich zniewolić, bo w łonie samej demokracji toczy się nieustanna walka o wolność, zwłaszcza wolność do czynienia dobra.
Piotr Jaorszyński
"Nie tracić nadziei!"