Praca fizyczna czy to w polu, czy w fabryce jest uciążliwa i niezbyt poważana. Mówi się więc pogardliwie „chłop" lub „robol". Z drugiej strony, ileż to razy spotkać się można z opinią, że kto nie pracował fizycznie, ten nie wie, co to jest praca. Dostrzec można pewien przykry antagonizm między tymi, którzy pracują, i tymi, którzy nic nie robią, bo nie pracują fizycznie. Naród został podzielony na roboli i inteligentów. Dla pierwszych często ideałem byłoby równanie w dół, uczynienie z państwa powszechnego obozu pracy, drudzy zaś sądzą, że warstwy niewykształcone to bezwartościowa masa. Jest w takim podejściu coś przykrego i niepolskiego, jakaś obca naleciałość, gdyż nasze narodowe aspiracje od Konstytucji 3 Maja rozwijały się w innym kierunku (ale rozwój ten raz po raz przerywali zaborcy oraz ideolodzy walki klas).
W książce Dar i Tajemnica Jan Paweł II przedstawia drobny, ale jakże polski szczegół z czasów wojny. Otóż aby uniknąć przymusowej wywózki na roboty do Niemiec, Karol Wojtyła jesienią 1940 roku podjął pracę w kamieniołomach jako robotnik fizyczny. Dla syna oficera i dla studenta, a więc kogoś z pracą fizyczną nie oswojonego, praca taka (a chodził do kamieniołomu codziennie) musiała być mocno uciążliwa. Czyż w warunkach pracy niewolniczej nie powinny się wyzwalać w ludziach najniższe instynkty? Czy zaprawiony do pracy fizycznej robotnik nie powinien mieć satysfakcji, że inteligencik dostanie w kość? Ale Papież pisze tak: „Odpowiedzialni za kamieniołom, którzy byli Polakami, starali się nas, studentów, ochraniać od najcięższych prac". Zatrzymajmy się nad tym zdaniem. Możemy zeń wyczytać, że nie zawiść, nie zazdrość, ale jakże normalna troska o przyszłe pokolenie Polaków wykształconych tworzyła atmosferę pracy w kamieniołomie. Przecież to jest chyba oczywiste, że nie każdy może być człowiekiem wykształconym, ale o rodzimą elitę każdy musi się troszczyć, inaczej nie będzie narodu, a więc nie będzie własnych nauczycieli, własnych polityków, własnych kapłanów, własnej sztuki. Bez własnej elity będziemy własnością cudzą. Dlatego nie wolno być zazdrosnym, że niektórzy z nas są pod jakimś względem lepsi, bo jeśli jesteśmy naprawdę Polakami, to lepsi od nas będą mogli stawać się jeszcze lepsi.
Papież pisze: „... przydzielono mnie do pomocy tak zwanemu strzałowemu. Nazywał się on Franciszek Łabuś. Wspominam go dlatego, że nieraz tak się do mnie odzywał: «Karolu, wy to byście poszli na księdza. Dobrze byście śpiewali, bo macie ładny głos, i byłoby wam dobrze...»". Każdy przyzna, że scena ta w swojej prostocie i szlachetności jest niezwykła. Ileż życzliwości i troski o przyszłość młodego studenta wyczytać można z tych słów prostego kamieniarza. I to jakże serdeczne rozumowanie: macie ładny głos, więc możecie iść na księdza, a dobrze wam będzie. Nic dziwnego, że te słowa starego robotnika Papież zachował w pamięci.
I jakże wielu z nas oczekuje dziś na takie słowa. Jedni potrzebują ich, aby zdobyć się na wysiłek dostrzeżenia skarbów, które zostały złożone w naszych rodakach, a które trzeba rozwijać, by stały się skarbem całego narodu.
Inni z kolei chcą słyszeć takie słowa, gdyż dzięki nim czują się mocniejsi, zaczynają wierzyć we własne siły, te słowa są dla nich realną pomocą. Musimy wyrzucić z siebie zawiść i zazdrość, bo komunistyczny kult proletariusza zafałszował sens pracy ludzkiej, a w nas wsączył podziały.
Dodać jeszcze należy, że Papież jako młody student wcale nie patrzył z wyżyn na otaczających go robotników, nie patrzył z pogardą powszechną dziś wśród tzw. elit politycznych i kulturalnych. Raczej zniżał się do nich, próbując zagłębić się w ich sposób przeżywania tak wyczerpującej pracy, ale przecież pracy nie byle kogo, bo człowieka. Pisał więc Karol Wojtyła w wierszu Kamieniołom:
Słuchaj, kiedy stuk młotów miarowy i tak bardzo swój
przenoszę wewnątrz ludzi, by badać siłę uderzeń -
słuchaj, prąd elektryczny kamienistą rozcina rzekę -
a we mnie narasta myśl, narasta dzień po dniu,
że cała wielkość tej pracy znajduje się wewnątrz
człowieka.
To spotkanie sprzed ponad pół wieku studenta, który został Papieżem, z robotnikiem, który prawdopodobnie do końca życia był kamieniarzem, po dziś dzień uczyć nas może prawdziwego szacunku dla pracy, dla rozwoju i dla człowieka. Zazdrość i pogarda niech będą nam obce.
Piotr Jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"