W ocalałych, choć już nielicznych dworskich lub pałacowych parkach spotkać możemy czasem rzeźbę przedstawiającą dwóch mocujących się mężczyzn, z których jeden unosi do góry drugiego. Zagadkowa ta scena jest ilustracją greckiego mitu o Anteuszu (zwanego też Antajosem), siłaczu, który potrafił pokonać każdego, kto stanął na jego drodze. Zwyciężył już wielu, ale razu pewnego przyszło mu zmierzyć się z samym Heraklesem. Walka była zacięta. Silniejszy Anteusz był już o krok od zwycięstwa, gdy nagle Herakles podniósł rywala do góry. W tym momencie poczuł, że ciało Anteusza przestaje stawiać opór, a siły zeń ulatują. Po chwili walka była już zakończona.
Ten dramatyczny moment był przez wieki tematem wielu dzieł sztuki. Starano się odpowiedzieć na ukryte w micie głębsze pytanie: Dlaczego uniesiony Anteusz, którego postać w dalszym ciągu była nadzwyczaj muskularna, stracił siły? Anteusz był synem Gai, a więc bogini ziemi. Dopóki był z nią złączony, ona dawała mu siłę. Oderwany od niej, stawał się słaby jak dziecko. Wykorzystał to Herakles i dlatego z walki wyszedł zwycięsko.
Mit o Anteuszu w sposób niezwykle obrazowy ilustruje przeróżne sytuacje, w których nie raz znaleźli się poszczególni ludzie, rodziny, różne społeczności czy cale narody. W starożytności despoci i tyrani podbite plemiona czy ludy nie tylko ujarzmiali, ale także przesiedlali, czyli wyrywali z ziemi zamieszkania i przerzucali w inne, oddalone o setki czy tysiące kilometrów miejsce. Tę praktykę przejęła później Rosja i Związek Radziecki, osiągając poprzez przesiedlanie niespotykane efekty. Bezlitośnie wykorzystywano w tym pewne spostrzeżenie - lud wyrwany z ziemi przodków, ze swojego pejzażu, ze swoich pór roku, oderwany nie tylko od swych domów i własności, ale i od swoich grobów, straci moc i nigdy już nie wróci do pełni rozkwitu, a wskutek tego w niczym despocie czy imperium nie zagrozi. Efektem stosowania tego rodzaju metod jest więc nie tylko powiększenie własnego terenu, lecz także zlikwidowanie potencjalnego źródła oporu. I dlatego przesiedlanie było istotnym elementem podboju i kolonizacji, w wieku XX zaś zostało zastosowane w odniesieniu do setek tysięcy, ba, milionów ludzi.
Niestety, wśród narodów, które nie zostały oszczędzone, są również Polacy. Według orientacyjnych obliczeń z polskich Kresów zesłano na Syberię około dwóch milionów ludzi (nie licząc zamordowanych), natomiast w ramach tzw. repatriacji przymusowo przesiedlono cztery do pięciu milionów. Dla narodu był to cios straszny. Chodzi nie tylko o utratę naszych ziem i dorobku pokoleń, ale również o niszczenie tkanki narodu - wewnętrznej siły, która umacniała, tworzyła kulturę, broniła Polski i polskości. Rodzina, krewni, przyjaciele, znajomi - od wieków zżyci ze sobą, silni tradycją i zwyczajami, utracili nagle życiodajną moc, którą czerpali z własnej ziemi, zostali wyrzuceni i rozrzuceni. Są więc jak mityczny Anteusz, jeszcze kształtni, ale w większości już bezsilni... Ile pokoleń musi minąć, nim odtworzą pełne rodziny, nim zbudują zdrową i krzepką społeczność? Które następne pokolenie będzie mogło powiedzieć o sobie, że jest narodem?
A przecież tak naprawdę to cała Polska jest przemieszana w stopniu niewyobrażalnym. Jedne rodziny zostały rozrzucone w obce sobie miejsca, inne do własnych miejsc wrócić nie mogły. Zerwane więzy rodzinne i środowiskowe z biegiem lat zaczęły obumierać. Rodzinność i serdeczność trzeba nieustannie pielęgnować, gdyż, jak zauważył kiedyś Arystoteles, „brak wymiany myśli niejedną zabił już przyjaźń". A nowe pokolenie rosło jakieś rachityczne - bez witalności, otwartości i ambicji charakterystycznej dla Polaków.
Przesiedleni do bloków (czyli baraków, tyle że ustawionych pionowo), Polacy tracą nie tylko ziemię, ale i rodzinny dom, wcale nie wielkopański, lecz prosty, który był motywem wiersza, pieśni i miłości, dom dzieciństwa i dom świąteczny, dom rodzinny i gościnny. Takiego domu już prawie nie ma. A bez ziemi i bez domu człowiek wisi w powietrzu, jest bezbronny.
To są realia polskich Antejów. Dlatego coraz mniej przypominamy samych siebie. Ale dlatego też zmian, na które naród czeka, nie można postrzegać tylko przez pryzmat doraźnych gier politycznych. Ten zaś, kto zawiedzie, niech pamięta, że może być bardziej znienawidzony niż wróg. A zawiedzie wówczas, gdy głęboko nie zastanowi się, czym jest Polska i co to znaczy być Polakiem.
Piotr Jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"
Bóg, Honor, Ojczyzna tego się trzymajmy wraz z rodzinami