Oficjalne stanowisko Kościoła w sprawie gender jest jasne. Mogliśmy je poznać z ust samego Papieża Benedykta XVI (21.12.2012), a więc w skali ogólnoświatowej, jak również słuchając choćby listu biskupów polskich skierowanego do wiernych w Niedzielę Świętej Rodziny z końcem 2013 roku. Mogliśmy, ale nie musieliśmy. Możemy nadal, bo przecież teksty te dostępne są w różnych publikacjach, na czele z internetem, ale nie musimy, bo przecież nie musimy szukać, nie musimy słuchać, nie musimy czytać – i ogólnie mówiąc – nie musimy myśleć. Jedni nie myślą dlatego, że są jeszcze zbyt młodzi, inni dlatego, że myślenia się nie nauczyli, a innych po prostu myślenie męczy. W sumie jest ciągle bardzo duża grupa osób, która z takich czy innych powodów nie przyjmuje do wiadomości, jak wielkie zagrożenie stanowi gender. Ba, nie chodzi tu o jakąkolwiek grupę, chodzi o katolików. To oni są również wśród tych, którzy dają przyzwolenie dla gender, nawet jeśli to przyzwolenie jest milczące.
W tym wszystkim szkoda najbardziej ludzi młodych, bo to oni stanowią cel genderyzmu, a nie osoby dorosłe czy starsze. A jak można młodych ludzi podejść? Oczywiście za pośrednictwem placówek edukacyjnych, w których nauczyciele cieszą się ciągle autorytetem. W tym wypadku na wagę złota są dla genderystów pedagodzy pracujący w szkołach katolickich, w tym na uniwersytetach, zwłaszcza duchowni. Opowiadał mi jeden z profesorów w Hiszpanii, że jego dziecko przyszło ze szkoły katolickiej i pyta: czy to prawda, że małżeństwo niekoniecznie dotyczy związku mężczyzny i kobiety, bo jest tu wiele różnych wariantów? Okazało się, że takie warianty przedstawiła nauczycielka – osoba duchowna. Dziecko słucha i w pierwszym momencie akceptuje, bo dlaczego miałoby nie akceptować? Więc trwałoby w takim przekonaniu, gdyby nie zwyczaj rozmawiania w rodzinie, i to codziennie (!), o tym, co zdarzyło się w szkole. Gdyby nie ten zdrowy i bezcenny zwyczaj, dziecko wzięłoby genderyzm za dobrą monetę, a nie za trutkę. Są jednak domy, są rodziny, w których się nie rozmawia, tylko każdy idzie w swoją stronę. I co wówczas?
Spece od propagowania genderyzmu doskonale wiedzą o tym, że nie do wszystkich katolików dotarło to, co mówił Papież i co pisali biskupi, dlatego zastawiają coraz to nowe pułapki również wewnątrz instytucji kościelnych. Czasem uda się im przejąć jakiegoś księdza, nawet profesora, którego zadaniem nie musi być wcale jawna obrona genderyzmu, ale takie sianie wątpliwości, rozmiękczanie zasady, że nie wszystko jest tu całkiem złe, że niektóre strony są dobre, a właściwie to trzeba poczekać, krótko mówiąc – może i brama jest zamknięta, ale furtka jest otwarta, więc można spróbować wejść.
Należy odpowiedzieć jasno: w porządku moralnym i religijnym to stanowisko jest przyzwoleniem na zło, niezależnie od szerokości drzwi. Co więc mamy robić, gdy usłyszymy lub przeczytamy taką mętną wypowiedź na temat gender? Wracamy jeszcze raz do oficjalnego stanowiska Kościoła, bo w sprawach moralno-religijnych obowiązuje nas hierarchia autorytetów.
Na zło nie może być przyzwolenia, więc i na gender też.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 9 kwietnia 2014