Skarbem każdego kulturalnego narodu są blioteki. Księgi tam gromadzone pozwalają zarówno na prowadzenie specjalistycznych badań naukowych, jak i na szerzenie oświaty. Albowiem słowo zapisane jest utrwaleniem myśli, która - choćby była najwznioślejsza - uleci szybko, jeśli w jakiś sposób się jej nie zatrzyma.
Słowo zapisane zatrzymuje tę myśl i pozwala ją przekazać innym, jest znakiem, które trwać może przez pokolenia. I właśnie biblioteki powstawały po to, aby cenną myśl sformułowaną i zapisaną kiedykolwiek, przed stu czy przed dwoma tysiącami lat, zatrzymać i uczynić dostępną dla każdego, kto umie czytać. Dzięki temu łatwo jest szerzyć oświatę, a kulturę podnosić na coraz wyższy poziom.
W Polsce biblioteki pojawiły się wraz z przyjęciem chrześcijaństwa. Najpierw były to skromne, zaopatrzone w rękopisy biblioteki przy klasztorach lub kapitułach, później wraz z rozwojem szkół, a szczególnie po powstaniu Uniwersytetu Jagiellońskiego, liczba bibliotek rosła, powstawały też zbiory prywatne. Ale radykalny przełom nastąpił dopiero po wynalezieniu druku. Wówczas to, w XVI wieku, sprowadzano z zagranicy nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale wręcz całe biblioteki. Polska, szczególnie w porównaniu z naszymi wschodnimi sąsiadami, była krajem światłym.
Biblioteki czasem niszczył ogień, a czasem napady Tatarów. Po raz pierwszy planowanej grabieży dokonali Szwedzi, którzy wywieźli z Polski zarówno cenne pojedyncze dzieła sztuki, jak i kilka całych bibliotek. Prawdziwy jednak kataklizm nastąpił w drugiej połowie XVIII wieku, kiedy to imperium rosyjskie przystąpiło do likwidacji państwa polskiego, likwidacji fizycznej i duchowej.
Oto jak pisał o tym w roku 1833 Adam Mickiewicz: „Caryca Katarzyna II była tą, która odnowiła w Europie prawo wojenne dawno zapomniane, prawo grabienia w podbitym kraju jego własności zabytkowych i piśmienniczych - i udręczenia duszy i myśli ujarzmionego ludu. Prowadząc wojnę z konfederacją barską, rozkazała ona swym jenerałom niszczyć lub zabierać pomniki i budynki publiczne, posągi, obrazy, książki. Później, zawładnąwszy Warszawą, rozkazała zabrać i przewieźć na swój dwór do Petersburga wielką biblioteką narodową, utworzoną przez biskupa Załuskiego i darowaną Rzeczpospolitej. Kozacy, którym polecono zapakowanie, rąbali i piłowali tomy, których format wydawał im się za duży lub niewygodny. Tysiąc kibitek, pod eskortą pułku Kozaków, tworzyło orszak pogrzebowy całej literatury, skazanej na pochowanie żywcem w ziemi odległego i wrogiego kraju. Po drodze sprzedano wiele tych wozów Żydom i chłopom rosyjskim. Z dwustu osiemdziesięciu tysięcy tomów tego olbrzymiego zbioru pozostało zaledwie sto sześćdziesiąt tysięcy, wpakowanych w nieładzie w przestronne sale biblioteki cesarskiej. Zabroniono cudzoziemcom, a zwłaszcza Polakom, korzystać z tych książek, a nawet zbliżać się do nich. Ten sam los spotkał wielką bibliotekę Radziwiłłowską, wywiezioną z pałacu w Mitawie i przeznaczoną do osobistego użytku imperatorowej rosyjskiej (...). Druga biblioteka Radziwiłłowska, zagrabiona w zamku nieświeskim, znajduje się również w Petersburgu, nosi nazwę Biblioteki Arsenału".
Adam Mickiewicz podaje, że co najmniej milion książek zagrabiła Rosja, a jest to na ówczesne czasy liczba astronomiczna. Grabież ta trwała i później, zarówno w czasie zaborów, jak i w czasie wojen. I niestety, wymienione przez Mickiewicza zbiory do Ojczyzny nie wróciły. A cóż mówić o Bibliotece Ossolińskich, tym darze dla Polski, który do tej pory znajduje się poza granicami naszego kraju?
Jeśli dziś Polacy nie bardzo wiedzą, kim są, to dlatego, że nie wiedzą, kim byli. A nie wiedzą, kim byli, ponieważ nie wiedzą, z czego zostali okradzeni. A okradani byli po to, aby - jak pisał Baczyński w Byłeś jak wielkie, stare drzewo... - „Polak nagi stał i głowę zginał".
Gdy w roku 1989 wyciągaliśmy ramiona po niepodległość, Bank Światowy w swym raporcie polecił, aby Polsce zmniejszone zostały dotacje na kulturę. Posłuszny temu zaleceniu rząd niepodległego państwa przystąpił do likwidacji placówek kulturalnych. W efekcie zlikwidowano trzydzieści tysięcy takich placówek, w tym znaczną ilość punktów bibliotecznych i bibliotek, głównie na wsi. Czyżby Bankowi Światowemu patronowała nieboszczka caryca Katarzyna? A jeśli tak, to co to wszystko znaczy? Do czego to ma prowadzić?
Piotr Jaroszyński
"Jasnogórska droga do Europy"
Problem czytania ksiązek to problem Kultury. Ale zniszczeń juz nie da się odrobić. Komuniści górą.
Pozdrawiam Pana Panie Profesorze. j.