Dziewiętnasta rocznica powołania kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrowa, uświetniona pielgrzymką Rodziny Radia Maryja, to okazja powrotu pamięcią do tamtych dni. Ludzkim wspomnieniom towarzyszy wiele myśli, wyobrażeń i wzruszeń, ale ten powrót jest inny, głębszy, ponieważ to, co stało się przed dziewiętnastu laty, pozostawiło w naszej Ojczyźnie ślad, który nigdy nie będzie zatarty.
Dla nas, Polaków, dalszym ciągiem uroczystości rzymskich była pierwsza pielgrzymka Ojca Świętego do ziemi ojczystej. Mogliśmy wówczas popatrzeć na siebie innymi oczyma, nie poprzez system, który odebrał nam niepodległość, lecz z perspektywy naszych trudnych, ale przenikniętych miłością do Chrystusa i autentycznej wolności dziejów. Ojciec Święty bowiem przybył do nas nie tylko jako Papież, ale również jako Polak. Był znakiem tego nierozłącznego związku narodu polskiego z Chrystusem, związku trwającego już tysiąc lat.
Przeglądając albumy czy oglądając zrobione uczciwie filmy poświęcone pielgrzymkom Papieża do Polski, nigdy nie mogę się napatrzeć... na twarze ludzi. Na każdej twarzy, młodszej lub starszej, twarzy dziecka, dziewczyny, chłopaka, kobiety, mężczyzny, na twarzach osób starszych, na twarzach, z których każda jest inna, niepowtarzalna, widać mimo odciśniętego piętna życia, mimo zmartwień i trosk, czasami rozpaczy lub tragedii, widać jakiś dziwny blask, który sprawia, że każda z tych twarzy jest szlachetnie piękna. Można pomyśleć, że ludzie wyrwani z szarzyzny ówczesnego systemu promującego zło ulegają jakiejś przedziwnej metamorfozie i zaczynają promieniować dobrem. Czy to nie cudowne? Czy nie piękny jest polski naród? Ileż dobrego mógłby uczynić, gdyby poszedł tym tropem i pod takim przewodnictwem?
Niestety, zanim wyobraźnia podsunie odpowiedź na te pytania, przychodzi świadomość rzeczywistości, która skłania do kolejnych pytań: Ile musiało być zlej woli i pogardy dla polskiego narodu, skoro w czasach pokoju nie przebierano w środkach, uciekając się do kłamstwa, kradzieży, zdrad, więzienia i zabójstw. Ileż pogardy... Skąd się ona brała? Kto ją do naszej Ojczyzny wprowadził? Czy na pewno już jej nie ma? Jakiż przedziwny kontrast pomiędzy kornymi, ale i radosnymi twarzami uczestników pielgrzymek papieskich, a butą i zimną pogardą w twarzach rządzących...
Po tylu próbach odzyskiwania niepodległości oraz struktur państwa nasza sytuacja polityczna jeszcza nie jest klarowna. Dzieje się tak dlatego, że ideologia pogardy dla polskiego narodu przeniknęła do wielu mediów i do edukacji. W iluż gazetach, w ilu programach radiowych i telewizyjnych szydzi się bezpośrednio lub w podtekstach z naszego narodu. A gdy próbujemy się bronić, oskarżani jesteśmy o nienawiść i brak tolerancji. Nie tylko więc nie wolno nam być Polakami, ale także nie wolno nam się bronić. Zaiste, dziwne pomieszanie pojęć... Ale my wbrew wszystkiemu będziemy się bronić.
Tuż przed śmiercią Prymas Tysiąclecia przypominał: „Istnieje dziejowy wymiar mężów sławy w narodzie.
Człowiek w narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów narodu. Jeżeli powtarzano nam: Finita la Polonia, a glos Watykanu mówił: Polska nie chce umrzeć, to było to tylko potwierdzenie woli narodu. Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą, wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusową i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby tym lepiej osądzać rzeczywistość i ambicję trwania w przyszłości. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burze, mogą one urwać koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi".
Teraz już wiemy, dlaczego twarze pielgrzymów tak jaśniały, przecież podczas spotkań i modlitw z Papieżem Polakiem korzenie nasze zapuszczaliśmy głęboko w tysiącletnie dziedzictwo i mogliśmy odzyskać, choćby na moment, tę naszą pradawną koronę chwały. Zróbmy wszystko, aby tę koronę odzyskać na zawsze.
Piotr Jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"