Kiedy zastanawiamy się nad problemem politycznej odpowiedzialności za naród, to najpierw trzeba bliżej określić, KTO jest odpowiedzialny za naród, i czym jest sam NARÓD, za który politycy mają brać odpowiedzialność.
W warunkach dzisiejszej demokracji każdy dorosły obywatel danego państwa jest politykiem. Ma bowiem prawo do udziału w głosowaniach, których zakres dotyczy całego państwa. Również każdy ma prawo do bycia wybranym na stanowisko państwowe, które jest stanowiskiem ogólnopaństwowym. Choć w nierównym stopniu, ale wszyscy dorośli obywatele są współodpowiedzialni za państwo. Nierówność ta bierze się stąd, że nie każdy posiada aktualną władzę, lecz ci tylko, którzy zostali wybrani.
W ustroju monarchicznym król stawał się władcą nie na drodze wyboru, ale wskutek dziedziczności. Stąd władca-monarcha był niczym ojciec narodu: jak dziecko nie wybiera ojca, tak poddani nie wybierają władcy. Królowi przez całe jego królowanie przypadała odpowiedzialność za naród. Naród oczekiwał od króla, że będzie dobrym ojcem, naród mógł prosić i błagać, ale nie mógł żądać, ponieważ żądanie leżało poza granicami jego prawnych możliwości.
Polska monarchia od czasów wolnej elekcji miała inny charakter, ponieważ król był wybieralny. Ta wybieralność króla zbliżała nasz ustrój do demokracji, a sam król stawał się jakby prezydentem. Ponieważ nie wszyscy mieli prawo wyborcze, a tylko szlachta, to nasza demokracja była demokracją szlachecką, król zaś wybrany był nie na kadencję, ale dożywotnio. Zasada wybieralności jednak sprawiała, że między królem a wyborcami dochodziło do obopólnej umowy. Wskutek tego wyborcy mieli prawo żądać dopełniania umów, a nawet — w krytycznej sytuacji — króla odwołać. Królem mógł zostać każdy szlachcic, a więc szlachcie przysługiwało nie tylko czynne, ale i bierne prawo wyborcze. Prawo takie nie przysługiwało mieszczanom, którzy w swej znacznej części byli obcokrajowcami (zwłaszcza po najazdach tatarskich w XIII w. do miast polskich sprowadzono Niemców), nie przysługiwało Żydom, którzy tworzyli swoją zamkniętą społeczność, nie przysługiwało ludowi, który wówczas nie posiadał aspiracji ogólnopaństwowych.
Prawa szlacheckie opierały się przede wszystkim na gotowości i obowiązku złożenia ofiary z majątku i życia w obronie Ojczyzny. To był podatek wyższy od pańszczyzny i tym motywowano nierówność praw i przywilejów.
Gdy dziś mowa jest o politycznej odpowiedzialności za naród, to obejmuje ona swym zakresem wszystkich obywateli danego państwa, ponieważ wszyscy dorośli obywatele posiadają bierne i czynne prawo wyborcze, mogą wybierać i mogą być wybrani. Jednak od czasów Rewolucji Francuskiej i Amerykańskiej pojęcie narodu coraz częściej utożsamiane jest z pojęciem społeczeństwa, a społeczeństwo - to zbiór obywateli. Naród przestaje być pojęciem etnicznym czy kulturowym, ale jest coraz bardziej pojęciem politycznym.
Ponieważ zmianie ulega tradycyjne pojęcie władzy i narodu, więc i zmienić się musi pojęcie odpowiedzialności.
W Polsce zbiegło się kilka różnych tradycji politycznych, rodzimych i obcych. Mamy tradycję monarchiczną, ale opartą na wolnej elekcji. Mamy tradycję zaborczą i okupacyjną, w ramach której państwo istotnie było nakierowane na dobro obcych, a naród był odpodmiotowiony, czyli pozbawiony w całości lub części swych politycznych praw. Mamy tradycję komunistyczną, w której nastąpiło odpodmiotowienie warstwy szlacheckiej i arystokratycznej, odwrócono układ społeczny do „góry nogami", awansowano „lud", a zdegradowano „panów" (politycznie i zawodowo). Ale „panem" dla nowej góry były władze sowieckie. A wreszcie dziś nastąpiła kolejna zmiana: władze w Polsce usłużnie patrzą na „panów" z Brukseli i z Waszyngtonu. Co więcej, góra, której przodkowie walczyli z obszarnikami i kułakami, dziś niejednokrotnie występuje w roli jeszcze większych posiadaczy niż zwalczani przez nią przeciwnicy polityczni. Tym samym runęła w gruzy pewna ideologia, która opierała się na pojęciu „sprawiedliwości społecznej". Walka o władzę okazała się zwycięska, ale o sprawiedliwość - okazała się kłamstwem.
Musimy pamiętać, że ewolucja autentycznie polskiej myśli politycznej biegła w kierunku nie okradania jednych przez drugich, czy zemsty jednych na drugich za doznane krzywdy, ale w kierunku upodmiotowienia całego narodu. Upodmiotowienie to miało polegać na uszlachetnieniu warstw nie należących do tej pory do szlachty. Zrównanie praw wiązać się miało z przejęciem obowiązków w skali całego państwa i narodu, a także uznaniem wielkich ideałów szlacheckich. Taki wymiar cywilizacyjny miała właśnie Konstytucja 3 Maja. Adam Mickiewicz na wykładach z literatury słowiańskiej (2, XVII) mówił: „Szlachta stawała się w wieku XVIII coraz bardziej zamkniętą w sobie kastą. Teraz postrzeżono to niebezpieczeństwo: sejm nie idąc na lep rozumowań XVIII wieku, nie mając zamiaru równać klas w dół, chciał, przeciwnie, nobilitować mieszczan i chłopów". Ciąg ten — uszlachetnianie całego społeczeństwa — został jednak przerwany, bo Konstytucję zniesiono i nastąpiły dalsze zabory aż do unicestwienia państwa. Bez niepodległego państwa niemożliwą jest rzeczą realizowanie własnej myśli polityczno-cywilizacyjnej.
Od tego czasu wpadamy z koleiny w koleinę, miotając się bez własnej wizji państwa i narodu. Aż dochodzi do sytuacji, w której naród nie zastanawia się nad tym, jaki ustrój byłby dla niego najlepszy, lecz, o zgrozo, pod którym okupantem lub kolonizatorem będzie nam lepiej. Takie, gorzkie dla nas uwagi sformułował Hans Frank, który rządził z nadania Hitlera Generalną Gubernią. Pisał: „Jak stwierdzono, ludność - szczególnie w Galicji — wykazuje stałą skłonność do przeprowadzania porównań między tym, co otrzymuje obecnie, a tym, co dawali jej bolszewicy. Ten prymitywny naród, któremu zależy mniej lub bardziej na egzystencji fizycznej, nie zaś na urzeczywistnianiu jakichkolwiek ideałów politycznych, osądza działalność władz niemieckich według tego, co od nich otrzymuje."1 Szkoda tylko, że Hans Frank nie mówi przy tej okazji o bezwzględnym tępieniu jednostek i środowisk polskich, które miały ambicje posiadania własnego, niepodległego państwa o rysach zarówno sprawiedliwych, jak i szlachetnych, państwa różnego i od hitlerowskich Niemiec, i od bolszewickiej Rosji.
Musimy nieustannie wracać do myśli o Polsce u jej podstaw cywilizacyjnych, dla których znaleźć trzeba odpowiednie ramy polityczne (uwzględniające specyfikę czasów). To jest zadanie pokoleń żyjących na progu III Tysiąclecia. Bez takich podstaw nie będzie państwa i nie będzie narodu. A pamiętajmy: należymy do narodu, który przez sąsiadów był niejednokrotnie skazywany na śmierć (Jan Paweł II), nasze państwo w ciągu ostatnich 200 lat cieszyło się tylko przez 21 lat niewątpliwą niepodległością, nie mamy ugruntowanej ciągłości myślenia i działania w kategoriach narodu wolnego. Natomiast unicestwianie narodu i demontaż państwa, to praktyka obejmująca 4/5 naszych dziejów na przestrzeni ostatnich dwóch wieków. Wpływa to nie tylko na sposób funkcjonowania organów państwowych, ale na społeczną mentalność i obyczajowość.
Wracać musimy do pytań fundamentalnych. Czym jest naród jako podmiot odpowiedzialności politycznej? Warto zwrócić uwagę na trzy aspekty. Naród nie jest tylko społeczeństwem i nie może być redukowany tylko do masy (elektoratu, podatników i konsumentów). Pojęcie narodu zawiera następujące aspekty: personalistyczny — społeczeństwo składa się z osób (łac. „persona" — osoba), których cel życia wykracza ponad doczesność polityczną; finalistyczny (łac. „finis" — cel) — poszczególne osoby są połączone jakimś dobrem, które jest dla nich wspólnym celem życia razem w jednym państwie; pokoleniowy — naród jest ciągiem pokoleń; łączy się z tym wdzięczność dla pokoleń przeszłych i odpowiedzialność za pokolenia, które nadejdą.
Polityczna i ideologiczna deformacja narodu dokonuje się właśnie w tych trzech punktach.
Gdy chodzi o aspekt personalistyczny, to deformacja polega na zredukowaniu człowieka-osoby do wymiaru człowieka-obywatela. A przecież to nie to samo, być człowiekiem i być obywatelem. Każdy obywatel jest człowiekiem, ale bycie człowiekiem, to coś więcej niż bycie obywatelem. Obywatel jest tym, czym czyni go państwo, obywatel może pracować, może złożyć podanie o paszport, może głosować, musi płacić podatki, musi mieć dowód osobisty, musi w wieku lat 7 iść do szkoły. Człowiek myśli, kocha, odczuwa, wierzy, bo jest człowiekiem, z tym przychodzi na świat, to jest jego, ludzkie, niezależnie od państwa, w którym mieszka. Gdy państwo rości sobie pretensje do myśli, miłości i wiary człowieka, jest to państwo totalitarne, państwo, które istotnie przekracza swoje kompetencje, które przy pomocy władzy chce zawłaszczyć coś, co odeń nie pochodzi i do czego ostatecznie nie ma prawa. Każdy człowiek jest o niebo kimś więcej niż tylko obywatelem.
W aspekcie finalistycznym błąd może polegać na tym, że liczy się tylko dobro osobiste, co prowadzi do egoistycznej walki jednostek (liberalizm), lub liczy się tylko dobro władzy, a wówczas obywatele traktowani są przede wszystkim jako masa podatkowa, konsumpcyjna, elektoralna (komunizm). Tak pojęty cel wypacza zarówno sens życia poszczególnego człowieka, jak i właściwy wymiar życia społecznego. Błędy powyższe nie tyle wynikają ze słabości ludzkich, jak zaborczość czy zachłanność, ale są one natury ideowej. Mylne są założenia leżące u podstaw państwa i prawa. Totalitaryzm wyrasta z utopii, a ta jest dziełem ludzkiej myśli.
W aspekcie pokoleniowym liczą się tylko ci, którzy aktualnie żyją („zapomnijmy o przeszłości", „po nas choćby potop"); następuje przekreślenie przeszłości i życie na koszt przyszłości. A przecież tak jak dawne pokolenia odeszły, tak odejdą i obecne. Wiele zaś z tego, co posiadamy dziś, zawdzięczamy wyłącznie tym, którzy byli przed nami. Ci, którzy przyjdą po nas, będą albo nam wdzięczni, albo będą z naszego powodu rozgoryczeni. Nie ucieknie się od swojego miejsca w ciągu pokoleń, za to miejsce trzeba brać odpowiedzialność.
W momencie gdy mamy do czynienia z ustrojem zwanym demokratycznym, polityczną odpowiedzialność za naród, ponosi sam naród. Brzmi to może banalnie, ale w praktyce życia politycznego banalnym nie jest. Albowiem odpowiedzialność ta jest bardzo zróżnicowana. Sam udział w wyborach ma wymiar polityczny, taki wymiar posiada również wybór (kogo wybieram), a wreszcie polityczny charakter ma bycie wybranym, tak aby udźwignąć skalę odpowiedzialności.
Patrząc na polityczne realia w Polsce możemy w pewnym uproszczeniu powiedzieć tak: zasiadając przed telewizorami politykują wszyscy, ale tylko połowa bierze udział w wyborach, 1/10 zastanawia się nad sensownym wyborem, a 1/100 wybiera dobrze. Po wyborze proporcje wyglądają następująco: 1/100 wybranych potrafi być odpowiedzialna, reszta załatwia interesy prywatne, partyjne i międzynarodowe. Państwo i naród schodzą na plan dalszy... do następnych wyborów.
Pytanie dotyczące politycznej odpowiedzialności za naród, staje się coraz bardziej pytaniem o odpowiedzialność za demoralizowany naród i narodowej odpowiedzialności za zdemoralizowanych polityków. Co i jak w dzisiejszych warunkach można ocalić? Stan, w jakim się znajdujemy, nie wziął się znikąd.
Nie można bowiem zbagatelizować tego, że okres zaborów, okupacji, obcych rządów przyczynia się nie tylko do kolonialnego wyzysku terytoriów, ale nade wszystko do demoralizacji ludzi. Donosicielstwo, łapówkarstwo, spiski przybierają rozmiary zastraszające. Ani naród nie jest święty, ani politycy nie są wszechmocni. W II Rzeczypospolitej budowano niepodległe państwo mając na względzie rozbiorową demoralizację, dlatego z jednej strony zabrano się za odpowiednie wychowanie młodzieży, z drugiej zaś ustanowiono bardzo ostre przepisy zwłaszcza dla urzędników. Przepisy te najpierw szokują, ale po głębszym namyśle przestają dziwić.
„Urzędnik winny popełnienia w związku z urzędowaniem i z pogwałceniem obowiązków urzędowych lub służbowych: 1) kradzieży lub przywłaszczenia (sprzeniewierzenia) albo udziału w tychże, jeśli mienie, skradzione lub przywłaszczone (sprzeniewierzone), było mu dostępne lub powierzone z powodu służby lub stanowiska służbowego; 2) oszustwa lub udziału w niem... — będzie karany śmiercią przez rozstrzelanie" (60. Ustawa z dnia 30 stycznia 1920 roku).
Taka sama kara groziła za przyjmowanie łapówek. W tamtych warunkach, po latach niewoli, która demoralizowała społeczeństwo, był to wyraz prawnej odpowiedzialności za naród.
Dziś natomiast Polska, jako III Rzeczpospolita, należy do czołówki najbardziej skorumpowanych krajów świata. Łapówki oferowane posłom sięgają kilku milionów dolarów, króluje nepotyzm i kumoterstwo.2 Dobrą pracę otrzymuje rodzina, znajomi i koledzy z klucza partyjnego niezależnie od kompetencji. Osoby na wysokich stanowiskach publicznych chętnie działają na korzyść zagranicznych firm, licząc czy to na duży zysk (łącznie z łapówką), czy na możliwość zatrudnienia w firmie zagranicznej po utracie pracy wskutek zmian politycznych. Przy takiej postawie trudno mówić o czyjejkolwiek politycznej odpowiedzialności za naród. Jest to raczej zjawisko frymarczenia narodem, jego własnością i dziedzictwem.
Aby skutecznie reagować na zło, trzeba najpierw je zdiagnozować. Demokracja polska zawiera elementy procedury demokratycznej (wybory prezydenckie, parlamentarne, samorządowe), jest jednak oderwana od zasad moralnych, z którymi liczyłoby się stanowione prawo, oraz od dobra wspólnego, które wiązałoby całe społeczeństwo w jedność. W tym kontekście polityczną odpowiedzialność za naród brać mogą realnie tylko ci, którzy świadomi są faktycznego stanu rzeczy. Jest ich w skali całego społeczeństwa niezbyt wielu. I tu jest prawdziwy dramat: nie tyle skała grożącego nam zła ze strony środowisk, które kraj nasz upatrzyły sobie jako teren łatwej eksploatacji, ale mikroskala udziału w życiu publicznym osób dojrzałych w swej narodowej tożsamości. Praca organiczna nad poszerzaniem środowisk duchowo i czynnie oddanych Polsce, to zadanie którego nie można ominąć, tylko wtedy zregenerowana zostanie, tak bardzo okaleczona przez dziejowe burze, zdrowa tkanka naszego narodu.
Piotr Jaroszyński
"Europa bez ojczyzn"
Przypisy:
1 Okupacja i ruch oporu w „Dzienniku Hansa Franka" 1939-1945, Warszawa 1970, t. 2, s. 45.
2 „W roku 1992 opłata za blokowanie nowelizacji Ustawy o kasynach gry opiewała na 500.000 USD, w ostatnim okresie natomiast sięga równowartości ok. 3 mln USD (wywiad z posłem)", Korupcja w Polsce: Przegląd obszarów priorytetowych i propozycji przeciwdziałania zjawisku, Bank Światowy, Biuro w Warszawie, 11.10.1999, s. 8, przyp. 12. „Kluczową cechą korupcji z wysokich szczebli władzy są bliskie powiązania i sprzężenia zwrotne zachodzące pomiędzy grupami politycznymi i gospodarczymi — między sektorem publicznym a prywatnym: powszechną praktyką stało się świadczenie „przysług" w zamian za dostarczenie środków finansowych. Często stosowanym rozwiązaniem jest finansowanie partii politycznej w zamian za różnego rodzaju przysługi i preferencje. Łapówki mogą być także odbierane przez osoby prywatne w formie gotówki lub korzyści majątkowych, takich jak samochód, czy rękojmia zatrudnienia dla samego polityka, lub jego przyjaciół czy rodziny.", ibid., s. 7-8. Warto tu jednak na marginesie zauważyć, że OECD dopiero 16 lutego 1999 przyjęło Konwencję, która nie pozwala na odliczanie łapówek od podstawy opodatkowania (ibid., s. 7). A więc do tego czasu, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, firmy zachodnie mogły w Polsce dawać łapówki, które w świetle prawa zagranicznego były dopuszczalne, a nawet promowane! Uderza tu niesłychany cynizm i brak zasad moralnych w prawodawstwie wielu bogatych państw.