Gdy człowiek jest młody i zdrowy, patrzy na życie optymistycznie. Drobne przykrości lub niepowodzenia są jak wiosenny wietrzyk, dodają smaku i witalności, nawet przez myśl nie przejdzie, że mogłyby trwać dłużej. Młodość jest jak wiosna, rozsadza ją radość życia, które chce iść naprzód, wciąż naprzód. Widzimy wokół nas, co się dzieje, zieleni się ziemia, krzewy, drzewa z jakąś niezwykłą siłą i rozmachem, którego nic nie jest w stanie opanować. Pęd do życia, radość życia, wiara w przyszłość - to istota wiosny i młodości. Choroba i starość brzmią nierealnie, jak abstrakcyjne słowa, nie bierze się ich poważnie. Po cóż mówić o jesieni, gdy jeszcze tyle życia przed nami? Wiosna porywa za sobą i młodych, i starych.
A jednak choć człowiek jest częścią przyrody i udzielają mu się jej rytmy i cykle, to życie człowieka biegnie innym torem. Bierze się on z istotnego przyporządkowania do sensu życia. Przyroda żyje dla życia, nie ma w niej myśli i zastanowienia. Ani bocian nie zastanawia się, czy ma sens ponowne wyszukiwanie gniazda na dachu, ani łososie wracające do swych rodzinnych rzek nie planują przez lata swego powrotu. Coś te stworzenia pcha z siłą, na którą nie mają wpływu i której nie mogą się oprzeć. Człowiek natomiast myśli, zastanawia się, szuka, gubi i odnajduje. Porywani nieustannie przez przyrodę, próbujemy planować, próbujemy ustalać własne odniesienia i cele. Jakże często żyjemy na przekór przyrodzie. Przecież im wyższa fala powodzenia, tym głębsza otwiera się przepaść, w którą szybko można runąć, im trudniejsza sytuacja, tym więcej odnaleźć można skarbów życia wewnętrznego, które nieoczekiwanie dodadzą nowych sił.
Jednym z widocznych znaków innego wymiaru życia człowieka niż przyrodnicze jest choroba. W przyrodzie nie ma miejsca na chorobę. Co choruje, albo natychmiast się wyleczy, albo ginie. W przyrodzie chore stworzenia torują drogę nowej fali życia, która potrzebuje nowych zasobów energii. Tymczasem choroba człowieka, którą odbiera się najpierw jako coś przykrego i niechcianego, ukazuje unikalność tego właśnie człowieka. Człowiek chory poprzez chorobę ostrzej postrzega samego siebie jako jedynego w całym wszechświecie, którego istnienie nie może być zredukowane ani do kogoś innego ani do abstrakcyjnej ludzkości. W naturalnym odruchu pragniemy pozbyć się bólu i chcemy mieć nadzieję na wyzdrowienie. Ale jest też coś więcej, poprzez chorobę, która najpierw odczuwana jest jako przykra i bolesna, odkrywamy najgłębszą stronę naszego bytu, odkrywamy jedyność, niepowtarzalność i kruchość istnienia. To zaś czyni nas mądrzejszymi, ponieważ pozwala odkryć coś, co w normalnych warunkach stanowi przedmiot zainteresowania nielicznej grupy filozofów. Człowiek wstrząśnięty chorobą staje się mądrzejszy od wielu zdrowych, którzy nie mają czasu na zastanowienie, którzy często żyją wręcz bezmyślnie.
Człowiek chory staje się dla innych swoistym skarbem, przypomina im, aby uważali na wir życia, który może ich porwać i roztrzaskać o bezimienne skały; uświadamia im unikalność ich własnego istnienia, ostrzega przed nieuchronną przemijalnością życia biologicznego, przed którego utratą nie uchroni człowieka ani przyroda, ani młodość. Inni poprzez rozpoznanie znaku, jakim jest dla nich człowiek chory, mogą tym bardziej żyć z wiarą i ufnością, z zapałem i energią, ceniąc dar życia, ale nie zapominając, że jako życie ludzkie musi mieć swój poważny sens.
Dzisiejsza cywilizacja konsumpcyjna, której opary coraz bardziej nas zaduszają, niweluje istotę cierpienia, a ludzie chorzy stają się niepotrzebni. Choroba albo ukazywana jest jako coś zbędnego i bezsensownego, albo też w ogóle usuwana jest sprzed oczu, aby nie psuć młodym i zdrowym dobrego nastroju. W ten sposób tracą nie tylko ludzie chorzy, którzy czuć się mogą opuszczeni i niepotrzebni, a to dla człowieka może być gorsze od samej choroby, ale również tracą inni, którzy nie mają szansy na to, aby zmądrzeć, aby popatrzeć na własne życie z rozsądkiem i powagą. A cóż mówić o czysto ludzkiej współodpowiedzialności za siebie w granicach nam dostępnych, zwłaszcza na gruncie rodzinnym, gdzie każdy od kogoś zależy i zaciąga dług wdzięczności.
Tymczasem jakże często ludzie chorzy stanowią ten przedziwny zwornik rodziny. Bywa, że dopiero choroba jest okazją do wzajemnego odwiedzenia się po latach, do przypomnienia sobie wspólnych przeżyć, a także do wspólnego planowania przyszłości. Ludzie chorzy potrafią scementować rodzinę, która wydawać by się mogło całkowicie już o sobie zapomniała.
Każdy chce być zdrowy, nikt o zdrowych zmysłach nie szuka choroby. Ale nasze życie jest pełne tajemnic, gdzie sama natura nie jest ostateczną instancją tłumaczącą nam, kim jako ludzie jesteśmy. Szereg wydarzeń czy doświadczeń, które z natury odbierane są jako złe, może mieć dla człowieka pozytywne znaczenie. Jednym z nich jest choroba i cierpienie. Nie da się ich z naszego życia wymazać. Trzeba odważnie odczytać ich najgłębszy sens.
Piotr Jaroszyński
"Nie tracić nadziei!"