Krzysztof Kamil Baczyński pisał kiedyś w wierszu Polacy:
...O, przeklęty ten, który nie wierzy
wystygłym prochom ludu i serc żywych grozie;
bo kto na swojej klęsce - klęskę ducha mierzy,
o! tego nie wybawi płomienisty orzeł.
Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył
chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem,
chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył,
to temu - żadna ziemia - nie będzie zbawieniem.
Odczuć to drżenie ognia polskiego ducha, choćby na chwilę, poprzez proch i popiół naszych dziejów... Dopiero wtedy budzi się serce polskie i zaczyna bić, a każde uderzenie odpowiada tysiąckrotnym echem, które zawsze będzie słyszalne. I wtedy dopiero, gdy odczujemy to drżenie ognia, będziemy mogli powiedzieć, że są Polacy i jest naród.
Spytajmy dziś: Kim będziemy bez ognia rodzimej kultury, bez ziemi ojczystej, bez popiołów naszych rycerzy? Poeta odpowiada: „Przeklęci", dla których „nie będzie zbawienia".
Od kilku lat ponownie ważą się losy państwa polskiego: Czy będzie autentycznie suwerenne? Czy niepodległość będzie tylko napisem na plakacie, który zmyje najdrobniejszy nawet deszcz? Czasami wydaje się dziwne, że naród, który w XX wieku był pod rozbiorami, który przeszedł pierwszą wojnę światową, nawałę bolszewicką, drugą wojnę światową i pół wieku komunizmu, ciągle trwa. Jest wprawdzie coraz słabszy - widać to gołym okiem: słania się, traci mowę, ostrość widzenia. Czy przetrzyma kolejne zniewolenie?
Szczególnie dziś naród potrzebuje bardzo wyraźnego, instytucjonalnego wsparcia ze strony państwa. Choć tak bardzo jesteśmy już zmęczeni, musimy wywalczyć dla siebie państwo polskie. Potrzebujemy państwa - mówiąc słowami Prymasa Tysiąclecia - dla narodu milenijnego, a nie państwa sezonowego („Prosimy - wymagamy - żądamy" - powiedział kard. Stefan Wyszyński 12 maja 1974 r.). Potrzebujemy państwa milenijnego, które zapewni byt narodowi na następne tysiąclecia, państwa, które jak dąb wrasta na trwale w dzieje narodu. Nie chcemy państwa sezonowego, państwa potrzebnego tylko dla przelotnych turystów czy miejscowych rzezimieszków, które organizujemy na miesiąc, bo akurat jest zbiór truskawek, a potem likwidujemy interes.
Polska, która nie będzie państwem milenijnym, nie będzie w ogóle państwem polskim, lecz instytucją świadczącą całodobowe usługi cudzoziemcom.
Ważą się dziś losy Polski. Nie ma już czasu na podejmowanie decyzji doraźnych, kontraktowych, pozorowanych, choć wiele w tym kierunku czynić będą ci, którzy chcieliby widzieć w nas swój łup.
Teraz trzeba wykrzesać na nowo iskrę, która rozpali ogień ducha narodu. I niech ta iskra zadrży jak w chwili wyboru na papieża kard. Karola Wojtyły, jak potem, w pamiętnym sierpniu, abyśmy mogli wreszcie spełnić marzenie pokoleń, o którym pisał Baczyński:
O, wybudujcie domy, o, nazwijcie wreszcie
Polskę - Polską, nie krzywdą, a miłość miłością.
Piotr Jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"