Ideologia potrafi zatruć wiele słów, najpiękniejszych i najlepszych. Jednym z nich jest WYCHOWANIE. Bez wychowania nie byłoby Grecji („paideia”), nie byłoby Rzymu („cultura”), a kto wie, co stałoby się z chrześcijaństwem. Bo jeśli pole wymaga uprawy, pielęgnacji i troski, by dostarczyło szlachetnych owoców, to cóż mówić o człowieku, z natury jakby niewykończonym, w poznaniu rozdartym – między prawdą i fałszem, a w miłości – między dobrem i złem.
Niestety, dziś słowo „wychowanie” jest najczęściej kojarzone z jakimś odgórnym manipulowaniem i przymusem, wbrew woli i dobru człowieka. Tak pojęte wychowanie jest czymś złym i stąd w społeczeństwach wolnych praktycznie rezygnuje się z wychowania. W jego miejsce pojawia się relatywny intelektualizm moralny – czyli pozostawienie człowiekowi swobody wyboru takich czy innych „wartości”. Jeśli ktoś stoi na stanowisku liberalnym, to niech kieruje się w swym postępowaniu takimi wartościami jak tolerancja, swoboda głoszenia opinii czy nienarzucanie swej woli innym. Jeśli zaś ktoś jest chrześcijaninem, to powinien respektować chrześcijański system wartości. Sformułowania te brzmią dość atrakcyjnie i nikogo specjalnie nie rażą. A jednak przy bliższej analizie okazuje się, że ich szata słowna utkana jest z bardzo cienkiej tkaniny i mocniej szarpnięta zaczyna się rwać. Bo na przykład swoboda głoszenia opinii bierze w nawias prawdziwość, więc w imię tej swobody można po prostu kłamać. Z kolei tolerancja bierze w nawias dobro, w imię
tolerancji żąda się od człowieka obojętności na zło. W takiej sytuacji źródłowe rozumienie słowa „kultura” (wychowanie, uprawa) musi ulec istotnemu wykrzywieniu, zaś moralność oderwana od prawdy i dobra staje się fikcją.
Czy w takim razie moralność można wyprostować za pomocą chrześcijańskiego systemu wartości? Tak, ale pod warunkiem, że słowo „wartość” nie będzie znaczyło dosłownie wartości. Albowiem słowo to ma swą genezę w idealistycznej filozofii Kanta, gdzie przeciwstawiane jest temu, co realne, co rzeczywiste. Tymczasem moralność chrześcijańska ma na oku realne dobro ludzkie. I dlatego przez dwa tysiące lat u podstaw etyki chrześcijańskiej leżał nakaz: czyń dobro, a unikaj zła! Wszelkie „wartości” są tylko wówczas moralnie dobre, jeśli są mierzone miarą realnego dobra, inaczej będą subiektywne i względne, a więc będą tylko pozornym dobrem, choć pozostaną wartościami.
Aby czynić dobro i unikać zła, człowiek musi umieć poznać, co jest dobre, a co złe. Więcej, musi chcieć pójść za dobrem i umieć to dobro osiągnąć. Z doświadczenia wiemy, że nie jest to łatwe, „video meliora proboque, deteriora sequor” – „widzę lepsze, a idę za gorszymi” (Owidiusz). W człowieku jest jakieś pęknięcie. Religia chrześcijańska tłumaczy owo pęknięcie grzechem pierworodnym. A choć Chrystus odkupił winę za grzech, to jednak skutki grzechu pozostały. Stąd żaden chrześcijanin nie ma wyłączności na dobro postępowania z tego tylko tytułu, że został ochrzczony czy otrzymał sakrament kapłaństwa. Być może jest w lepszej sytuacji od niechrześcijanina, ale w dalszym ciągu narażony jest na to, że pójdzie za złem. Jak temu zaradzić?
Tak, że nasza droga postępowania moralnego musi zostać uporządkowana. Zaś uporządkowanie zaczyna się od właściwego WYCHOWANIA. Bo właśnie wychowanie pozwala na usprawnienie naszego rozumu, naszej woli czy naszych uczuć i dopiero wówczas pojawia się odpowiedni grunt dla zaszczepienia w nas darów nadprzyrodzonych, dopiero wówczas będą one w nas czymś trwałym i będą się rozwijać. Szlachetnego ziarna nie rzuca się na ugór. A niestety, zalew pseudokultury laickiej, nawet wbrew naszej woli, czyni w nas ogromne spustoszenia, z czego nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Z wierzchu jesteśmy chrześcijanami, a postępujemy jak barbarzyńcy, bo brak nam odpowiedniego wychowania. Nie bez powodu więc Papież Pius XI ogłosił już w 1929 r. encyklikę „O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży”. I choć od tego czasu minęło ponad pół wieku, sprawa chrześcijańskiego wychowania jest ciągle aktualna i paląca.
Tej encyklice wychodzi naprzeciw (wraz z drobniejszymi rozprawami) wiekopomne dzieło o. Jacka Woronieckiego „Katolicka Etyka Wychowawcza”, które w literaturze polskiej jest właściwie unikalne (Lublin, 1986). Ojciec Woroniecki, jako potomek wielkiego rodu sam odebrał staranne wychowanie, więc mógł później już jako dojrzały człowiek potwierdzić słuszność spostrzeżenia starożytnych, że jeśli młodemu zaszczepisz zacne wychowanie, będzie się ono zielenić i kwitnąć przez całe życie, i nie zniszczy go ani deszcz, ani susza (Antyfon). Wychowanie nie było dlań czymś abstrakcyjnym, ale bardzo konkretnym. Te osobiste doświadczenia, poszerzone o rozległą wiedzę i znajomość zarówno kultury klasycznej jak i polskiej, znalazły swe żywe odbicie we wspomnianym dziele. Jest ono cenne dla wszystkich chrześcijan, zaś w sposób szczególny dla nas, Polaków, obarczonych słabościami słowiańskimi i uległością wobec obcych prądów.
Trzytomowa „Katolicka Etyka Wychowawcza” nie jest ani zbiorem przepisów, ani kazuistyką, ani traktatem filozoficznym oderwanym od życia. Przeciwnie, z całym realizmem ojciec Woroniecki widzi człowieka – człowieka, który posiada ciało, uczucia, zmysły, a także rozum i wolę. Dostrzega napięcia i rozchwiania, jakie między tymi sferami zachodzą. Zadaniem wychowania jest wprowadzenie pewnego ładu i stałości. A ponieważ człowiek nie rodzi się od razu jako coś „gotowego”, gdyż dopiero z wiekiem (i to sukcesywnie) przychodzi dojrzałość biologiczna, psychiczna i intelektualna, więc obowiązek wychowania spoczywa najpierw na rodzinie, a potem na szkole i różnych organizacjach. Gdy naokoło panuje bałagan i człowiek jest pozostawiony samemu sobie od najmłodszych lat, zaprawi się co najwyżej w bezpardonowej walce o byt, nie będzie jednak umiał cenić tego, co szlachetne. Tymczasem wychowanie pozwala człowiekowi na to, aby znał hierarchię dobra i umiał ją respektować... Ład wewnętrzny musi wyjść naprzeciw ładowi zewnętrznemu i obiektywnemu.
Ład wewnętrzny to sprzężenie różnych cnót przyrodzonych (roztropność, umiarkowanie, męstwo, sprawiedliwość) i nadprzyrodzonych (wiara, nadzieja, miłość), ład zewnętrzny to postrzegana hierarchia samej rzeczywistości, głównie świata osób, jako pochodzących i zmierzających ku Bogu. Bez wychowania człowiek nie jest zdolny ład taki urzeczywistniać. Widzimy to doskonale dzisiaj. Nasz kraj jest w 90 procentach katolicki, a niewiele z tego wynika, poza jakąś zewnętrzną manifestacją uczuć. Dlaczego? Bo brak jest wychowania, bo rodzina została rozbita, bo szkoła była zideologizowana, bo mass media żerują na ludzkich
słabościach. Jeśli pod wpływem zachodniego liberalizmu zrezygnujemy z wychowania, bardzo szybko ulegniemy, tak jak i Zachód, dechrystianizacji. Miejsce żywego Kościoła zajmie zbiurokratyzowana instytucja, zaś wierni wywiązywać się będą ze swoich obowiązków płacąc co miesiąc podatki. Tylko czy to będzie jeszcze Kościół, czy to będzie religia?
Piotr Jaroszyński („U źródeł tożsamości kultury europejskiej”, red. T. Rakowski, Lublin 1994, s. 58-60) Źródło: Polskie Towarzystwo Tomasza z Akwinu