Na chrześcijaństwo można patrzeć jako na jedną z wielkich religii świata (obok judaizmu, buddyzmu czy islamu), ale można też patrzeć szerzej - jako na przedłużenie kultury zachodniej. Faktem jest bowiem, że to właśnie chrześcijaństwo zaszczepione w Imperium Rzymskim przejmuje, tak jak wcześniej Rzym, spadek po wielkiej i unikalnej kulturze. W tym drugim znaczeniu chrześcijaństwo jawi się jako synteza Antyku z Biblią.
Synteza ta nie dokonała się natychmiast, nawet więcej - przybierała często formy dramatyczne. Wystarczy tu przypomnieć św. Hieronima, który (zanim sam przetłumaczył Pismo Święte) w przerwach między postem i modlitwą rozczytywał się w dziełach Platona i Cycerona, a z niechęcią, ze względu na słaby styl, sięgał po Stary Testament. Aż wreszcie pod wpływem widzenia we śnie przyrzekł, iż nie sięgnie więcej po księgi pogańskie. Również św. Augustyn po swoim nawróceniu ostro występował przeciwko retoryce, w której zresztą on sam osiągnął szczyty mistrzostwa.
Jednak pod naporem wielkiej kultury zachodniej oraz najrozmaitszych religii czy sekt, których wówczas było bez liku, zachowanie pierwotnej czystości wiary było niemożliwe. Należało określić własną tożsamość, stosunek do takich zagadnień jak powstanie świata i człowieka, rozumienie Boga, droga do osiągnięcia celu życia. A wszędzie czyhało niebezpieczeństwo popadnięcia w herezję.
I dobrze się stało, że w tym sporze o stosunek do zdobyczy pogan zwyciężyła maksyma sformułowana jeszcze przez Justyna Męczennika (II w.): „Cokolwiek prawdziwego zostało powiedziane, jest własnością chrześcijan". Dzięki temu chrześcijaństwo stało się autentycznym dziedzicem unikalnej kultury, która nieuchronnie chyliła się ku upadkowi.
W ten sposób na zrębach kultury antycznej zaczęła krystalizować się racjonalna kultura chrześcijańska, różna od kultur wschodnich o charakterze wyobrażeniowo-metaforyczno-rytualnym. Stosunkowo wcześnie, bo już w II w., młoda religia chrześcijańska musiała stawić czoło jednemu z największych zagrożeń i dla religii, i dla kultury. Tym zagrożeniem była gnoza. Stanowiąc konglomerat różnych religii i mitologii, takich jak babilońska, egipska, perska, judaistyczna, chrześcijańska, gnoza potrafiła doskonale maskować się za szatą słowną zaczerpniętą z filozofii greckiej. Gnoza była fenomenem bardzo inteligentnym, stąd walka z nią musiała się zacząć od umiejętnego jej zdefiniowania.
Jakie więc zarysowały się różnice między chrześcijaństwem i gnozą?
1. Dla chrześcijan cały człowiek był dobry, gdyż został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, dla gnostyków tylko pneuma (duch) jest dobra, natomiast ciało i psychika są złe.
2. Według chrześcijan jest tylko jeden Bóg, dobry, prawdziwy i piękny, według gnostyków było przynajmniej dwóch bogów, jeden dobry, ale drugi zły.
3. Według chrześcijan świat stworzony został z niczego przez Jedynego, Wszechmocnego Boga, dla gnostyków świat był zły, gdyż był emanatem złego boga.
4. Dla chrześcijan zbawiony mógł być każdy, kto uwierzył w Chrystusa i postępował zgodnie z Jego wskazaniami (moralność), dla gnostyków moralność nie miała żadnego znaczenia, wystarczyło być wtajemniczonym w wiedzę (stąd gnosis - poznanie) udzieloną przez samozwańczego proroka.
Gnoza miała bardzo wiele odmian. Św. Ireneusz - autor obszernego traktatu obnażającego gnozę - porównywał ją do hydry, gdyż nie we wszystkich punktach można było ją łatwo zidentyfikować. Generalnie jednak gnoza jawiła się jako całkowicie akosmiczna, zło traktowane było nie jako brak czy też bierność, ale jako siła aktywna. W takiej sytuacji, w miejsce miłości uzupełniającej braki, jako odpowiedź na zło (chrześcijaństwo) pojawiły się zalążki dające fundament pod późniejszą teorię walki, nienawiści i rewolucji.
Wraz z odradzaniem się kultury zachodniej w XI w. po wielowiekowym letargu, spowodowanym głównie najazdami różnych plemion germańskich (z krótką przerwą renesansu karolińskiego), Europa zaczyna oddychać pełną piersią. Kwitną sztuki, rozwija się nauka, powstają uniwersytety. Wiek XIII jest wiekiem szczytowym. Wówczas to, głównie za sprawą św. Tomasza z Akwinu, dochodzi do swej dojrzałości filozofia i teologia, wiara i rozum. Niestety, wiek następny przynosi załamanie, filozofia zaczyna iść w kierunku nominalizmu, czyli teorii, która neguje możliwość rozumnego poznawania rzeczywistości (W. Ockham), a religia wchodzi na niebezpieczny zakręt mistyki (mistrz Eckhart). Jest to tym bardziej niebezpieczne, że już od kilku wieków w Europie rozszerzają się ruchy o podłożu gnostyckim, jak katarzy, albigensi, waldensi czy bogomilcy, a nie bez znaczenia są też silne ośrodki kabalistyczne i chasydzki. Kultura pozbawiona racjonalno-dorzecznej filozofii staje się teraz łatwym i ponętnym kąskiem dla wszelkich orientacji o charakterze ezoteryczno-magicznym.
I rzeczywiście, renesans przynosi z jednej strony odrodzenie kultury greckiej i rzymskiej, głównie w zakresie sztuk pięknych, z drugiej zaś jest początkiem głębokiego kryzysu cywilizacji zachodniej. Bo oto na niespotykaną skalę do kultury zachodniej zaczyna przenikać alchemia, magia, kabała, którą parają się tak sławni autorzy jak Marsilio Ficino czy Pico de la Mirandola. Chrześcijaństwo zaczyna być traktowane na równi z orfizmem, a Chrystus na równi z Zaratustra. Reformacja rozbija chrześcijańską jedność Zachodu, degraduje rolę rozumu w sprawach wiary, neguje najgłębszy sens moralności. Powstaje ogromnie wiele sekt, a gnoza z parareligii powoli zaczyna stawać się autentyczną religią, z parafilozofii - filozofią. Gdy jedni filozofowie z zapałem i zaangażowaniem intelektualnym demontują sens poznania racjonalno-dorzecznego (Kartezjusz, Brytyjczycy), inni przystępują do konstruowania apriorycznych systemów (Leibniz, Spinoza). Pierwszy nurt znajduje swoje apogeum w filozofii Kanta, drugi w idealizmie niemieckim.
Ale co się okazuje? Otóż filozofowie tacy jak Schelling czy Hegel materiał dla swych systemów czerpią nie skądinąd, jak właśnie z gnozy. Ich duchowym przewodnikiem jest Jakub Boehme wraz ze swymi następnymi „wcieleniami", takimi jak Swedenborg, Saint Martin, Martinez de Pasqually czy Paracelsus. Z tą jednak różnicą, że wymienieni gnostycy posługiwali się językiem ezoterycznym, natomiast idealiści niemieccy dokonują niezwykłego aktu, jakim jest racjonalizacja gnozy, czyli uformowanie systemu przy użyciu terminów odziedziczonych po filozofii wraz z zastosowaniem konsekwencji logicznych. Ale myśl przewodnia pozostaje ta sama: alienacja, walka przeciwieństw, zło jako siła konstruktywna, panteizm, wybawienie przez samopoznanie, wybrani i potępieni.
Świat zachodni coraz bardziej zaczyna zmieniać swoje oblicze kulturalne i cywilizacyjne, odchodzi od chrześcijaństwa a przechodzi na gnozę.
I właśnie największym zagrożeniem dla nowego „ładu" było chrześcijaństwo, a dokładniej mówiąc - katolicyzm. Stąd ze wszystkich stron religia katolicka jest atakowana oraz infiltrowana. Chodzi o wybicie katolikom tego zęba mądrości, jakim jest rozum właściwie odczytujący rzeczywistość, dzięki któremu nie miesza się wiary z wiedzą, prawdziwych proroków z podejrzanymi guru.
Dziś na gruzach kultury zachodniej pojawia się nowa gnoza, nowa panreligia w postaci ruchu New Age. Tylko czy katolicyzm znajdzie swego św. Ireneusza, czy raczej uwierzy fałszywym prorokom? Diabeł stara się wsiąknąć wszędzie, również do wiary. Aby to uczynić, próbuje wszelkimi sposobami uśpić lub zdeformować nasz rozum.
Czy wobec tego nie jest to dla nas znakiem, że powinniśmy właśnie w trosce o wiarę przywrócić rangę porządnego wykształcenia? Wielki Prymas Tysiąclecia powiedział kiedyś: „Najgorsza jest mieszanka pobożności z głupotą, bo pobożność minie, a głupota zostanie". Baczmy na te słowa.
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."
Bardzo serdecznie pozdrawiam
Ja się nie dziwie że człowiek ma takie wąty, dzisiaj przekaz, prawda, jest tak zakłamany że można wręcz zwariować od sprzeczności na temat duchowości. A w istocie są one bardzo proste, w tym jest całe piękno i prawda. Podobnie jest w nauce, naukę można interpretować i wykorzystywać na swój użytek, ale prawdy jaka wynika z nauki (obserwacji) nie da się zniszczyć. To jest bowiem esencja świata na której wszyscy jedziemy. Jestesmy tylko dzierżawcami i musimy się liczyć z panem winnicy, nawet jeżeli nam sie to nie podoba.