Czasami, gdy ideologia gender napotyka na opór w środowiskach katolickich, próbuje się ją wprowadzić nie pod przymusem, ale dobrowolnie, odwołując się do bardzo chwytliwego hasła, jakim jest tolerancja. Sugeruje się wówczas wolność wyboru w zakresie preferowanych wartości.
Jedną z takich wartości ma być właśnie gender, które zresztą zawiera w sobie różne możliwości relacji różnopłciowych i jednopłciowych. Propagatorzy gender argumentują: poznajmy te możliwości i wybierzmy taką, jaka nam odpowiada.
Argumentacja wydaje się całkiem logiczna. Niestety, jest tylko logiczna. Albowiem możliwości dopuszczalne logicznie, nie muszą być dobre realnie. Tak jest właśnie z gender. Choć można ułożyć wiele wariantów, to poza jednym wszystkie są złe.
Trujące grzyby można zjeść w zupie, smażone i kiszone. Poznajmy, jak smakują, a potem wybierzmy najlepszy przepis. Tyle że to „potem” może nie nastąpić z powodu śmiertelnego zatrucia. Podobnie i z gender, próbując różnych możliwości, możemy coś w nas zniszczyć, popsuć czy wręcz zabić. Coś, czego już nie odzyskamy. Czy na tym ma polegać tolerancja? Gender to w większości wypadków ślepa uliczka, droga bez powrotu. Wybór, po którym nie ma już wyboru.
Tolerancja w przypadku gender jest ewidentnie pułapką. Jeżeli już powołujemy się na wybór wartości, to raczej należałoby mówić o wyborze między wartościami i antywartościami. Wybór gender to wybór antywartości z ich nieodwracalnymi konsekwencjami. Czy rodzice uświadamiają sobie, jakie skutki niesie ze sobą to, że ich syn będzie homoseksualistą? I że są to skutki, które uderzają nie tylko w dziecko, ale również w rodzinę, w kolejne pokolenia, których już nie będzie.
Gender to nie jest beztroska zabawa, to są konkretne i negatywne skutki uderzające w życie biologiczne, psychiczne i duchowe kogoś, kto dał się zwabić. Te negatywne skutki są zbadane, nie trzeba od nowa eksperymentować. Nie trzeba wkładać głowy do reaktora, by przekonać się, że promieniowanie szkodzi.
Przecież na HIV i AIDS, choroby przenoszone głównie w środowiskach homoseksualnych, choruje obecnie w świecie ponad 70 mln ludzi, a więc prawie dwa razy tyle, ile wynosi obecna populacja Polski. Tych chorób jest znacznie więcej, a są po prostu straszne. Ale takiego obrazu skutków tolerancji wobec gender w podręcznikach do tzw. wychowania seksualnego już dzieci nie zobaczą, bo on nie pasuje do żadnego z kolorów tęczy.
Autentyczna tolerancja musi opierać się na prawdzie i na dobru. Gdzie jest kłamstwo i zło, tam nie ma tolerancji. A właśnie w przypadku gender zbyt wiele jest kłamstw, by można było mówić o wyborze równorzędnych wartości. Nie można mówić, a tym bardziej nie wolno wybierać antywartości.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 25 czerwca 2014