W 1990 roku ojciec prof. Mieczysław Krąpiec napisał niewielką książeczkę pt. Suwerenność – czyja? (Łódź). Był to czas przemian, gdy dla wielu upadek komunizmu wydawał się oczywisty i odzyskanie niepodległości wydawało się oczywiste. Dla wielu, ale nie dla wszystkich. Zadanie ludzi mądrych, a Ojciec Profesor parał się przecież filozofią, polega na tym, aby w porę dostrzegać i ostrzegać. Tak było też z książeczką o suwerenności, która powstała pod wpływem chwili, ale zawierała drogocenne myśli, na które mógł sobie pozwolić prawdziwy mistrz intelektu.
Bo jak to właściwie jest z tą suwerennością? Zazwyczaj suwerenność i niepodległość ujmujemy w kategoriach państwowych lub narodowych. Mówimy więc, że Polska odzyskała niepodległość w roku 1918, bo przez 123 lata była pod zaborami, czyli podlegała trzem obcym mocarstwom, nie miała własnej państwowości, ani też rządu. Mówimy, że naród nasz jest suwerenny, czyli sam o sobie decyduje w demokratycznych wyborach. Te pojęcia są więc w miarę jasne, oswoiliśmy się z nimi, stanowią podstawową zbitkę informacyjną, jaką znaleźć można w podręcznikach szkolnych lub w gazetach. A jednak problem istnieje, ponieważ suwerenność i niepodległość to nie są kategorie wyłącznie polityczne. Więcej, to nie są kategorie głównie polityczne, ale antropologiczne, bo suwerenność i niepodległość to indywidualny stan każdego człowieka. Bez suwerenności człowieka nie będzie żadnej suwerenności, a zwłaszcza politycznej.
W pierwszym rzędzie to człowiek jest suwerenem, czyli kimś kto jest zdolny do podejmowania decyzji, do jej egzekwowania i odpowiadania za nią. Jest zdolny, ale czy potrafi? Edukacja, kultura, cywilizacja – to są środowiska, w których człowiek wyrasta i w których suwerenność może w sobie rozwijać lub ją pozostawić w stanie niedorozwoju. Ideałem greckim, jaki legł u podstaw kultury zachodniej, był właśnie człowiek-suweren, człowiek, który potrafi inteligentnie rozeznać sytuację, jest prawy, więc decyzję podejmie zgodnie z sumieniem, ma charakter, czyli konsekwentnie będzie szedł do obranego celu. Suwerenem nie może być człowiek intelektualnie nierozgarnięty, moralnie pokręcony, o słabej woli. Dla ułatwienia i Grecy, i Rzymianie jednych nazywali ludźmi wolnymi, a drugich – niewolnikami. Mówienie o „niewoli grzechu” w etyce chrześcijańskiej, to nawiązanie do tej właśnie tradycji klasycznej, która opierała się na bystrej obserwacji ludzkiej kondycji: siły, ale i słabości.
Przechodząc do porządku politycznego i społecznego musimy sobie uświadomić, że nie będzie ani niepodległości państwa, ani suwerenności narodu, jeśli nie będzie suwerenności i niepodległości w każdym z nas. A nie będzie ich w nas, jeśli będziemy ludźmi intelektualnie ociężałymi, którymi łatwo manipulować, zwłaszcza poprzez media, jeśli wyrocznią w sprawach kryteriów dobra i zła moralnego będą dla nas środowiska zdemoralizowane, choć wyniesione na piedestał władzy, jeśli będziemy ludźmi bez charakteru i silnej woli. Każdy z nas musi dostrzec jasno i wyraźnie, że podmiotem suwerenności i niepodległości jest najpierw on sam. Jeżeli tego nie widzi, jeżeli nie ma takiej potrzeby ani takiego pragnienia, to zawsze ktoś obcy będzie nim rządził, a w czasach wolności niepodległość polityczna będzie tylko iluzją.
Jest niesamowite, gdy obserwujemy, jak procesy globalizacyjne, które przecież uderzają w podstawy suwerenności politycznej, pracują nad tym, aby nie wykształcić w człowieku suwerenności osobowej. Głównym narzędziem są tu dominujące, czyli tzw. mainstreamowe media, pozostające przecież pod kontrolą globalistów. O ile dawniej samodzielności myślenia uczyła szkoła przekazując nie tylko wiedzę, ale również narzędzia i metody jej samodzielnego zdobywania i weryfikacji, a harcerstwo było kuźnią charakterów, o tyle obecnie pole to zawłaszczają media, które w szczegółach mówią, piszą, pokazują, nie tylko jak, ale co człowiek ma myśleć, jak ma oceniać, jak odczuwać, czego chcieć, co robić. Jak ma nie myśleć, co ma potępiać, czego nie robić. Nie tylko jak ma myśleć, ale przy pomocy jakich słów. Następuje tak głęboka penetracja ludzkiej psychiki i ludzkiego ducha, że człowiek zostaje całkowicie ubezwłasnowolniony. Gdy się obudzi, nie ma własnych myśli, lecz jego pierwszym odruchem jest włączenie radia lub telewizora – bo tam są jego myśli. Gdy je śniadanie, już nie rozmawia z domownikami, ale komentuje to, co usłyszał. Gdy idzie ulicą lub jedzie autobusem, zatyka sobie uszy słuchawkami. Gdy prowadzi samochód, słucha stacji radiowych. Nawet gdy nie chce się wsłuchiwać, to i tak nastawia radio lub telewizor, tyle że ciszej, ale wystarczająco głośno, by zagłuszyć własne myśli.
Jak, mając tak bardzo osłabiony czy wręcz otępiały mózg, można rozwijać, pielęgnować i chronić wewnętrzną suwerenność? Jest to niemożliwe.
Niepodległość państwa, to sprawa dużo głębsza niż zmiana rządu czy poprawa warunków ekonomicznych. Wszystko to może sprowadzić się tylko do zmiany haseł lub sztandarów, jeśli nadrzędnym celem nie będzie odzyskanie suwerenności człowieka, suwerenności Polaka.
Piotr Jaroszyński
Nasza Polska