Wywołany jak dżin ciemnoskóry olbrzym zwany Niewolnictwem trudził się przy budowie olbrzymich dzieł z cegieł i kamienia. Jednak i tym razem nie powinniśmy zbyt łatwo przyjmować, że to, co wsteczne, było również bardziej barbarzyńskie. Co do zniesienia niewolnictwa, to niewola przed nim dawała pod pewnymi względami większe swobody niż niewola po nim; może nawet większe niż będzie dawała niewola w przyszłości.
Wyżywienie ludzkości przez zmuszenie części z niej do pracy było w końcu rozwiązaniem bardzo ludzkim, i właśnie dlatego zapewne ktoś wpadnie na nie znowu. Starożytne niewolnictwo jest jednak pod pewnym względem znaczące. Jest ono przejawem podstawowej cechy całej starożytności przed Chrystusem – czegoś, co przyjmowano w niej od początku do końca. Chodzi o znikomość jednostki wobec Państwa. Tak było zarówno w najbardziej demokratycznym polis Hellady, jak i w despotycznym Babilonie. Jednym z przejawów tego ducha starożytności jest właśnie fakt, że istniała tak mało znacząca czy wręcz niewidzialna kategoria osób. Musiało to być normalne, bo było potrzebne do czegoś, co dziś nazwalibyśmy „służbą społeczeństwu”. Ktoś powiedział: „Człowiek jest niczym, praca wszystkim”, wygłaszając to swobodnie jak wyświechtany aforyzm w stylu Carlyle’a. Tak brzmiało złowrogie motto pogańskiego niewolniczego państwa. Pod tym względem jest nieco prawdy w tradycyjnej wizji olbrzymich kolumn i piramid wznoszonych pod odwiecznym niebem przez nieustanną pracę niezliczonych bezimiennych ludzi, którzy pracowali jak mrówki, a umierali jak muchy, zmieceni z powierzchni ziemi przez dzieło własnych rąk.
Fragment pochodzi z „Wiekuistego człowieka”
Potępienie niewolnictwa nie musi prowadzić do wyzwolenia od niewolnictwa. Może być pretekstem do pozyskania niewolników, gdy jeden właściciel odbiera niewolników drugiemu właścicielowi, a nową niewolę nazywa wolnością, choć realnie jest to inna forma zniewolenia. Tak i dzisiaj spotykamy się z niewolą na niespotykaną w dziejach skalę, choć ukrywa się ona za parawanem demokracji.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 7 sierpnia 2014