W końcu osiemnastego wieku, kiedy rozbiór Polski stał się faktem dokonanym, świat określił go natychmiast jako zbrodnię. Owo surowe potępienie wyszło oczywiście z Europy Zachodniej; trudno się było spodziewać, aby państwa centralne, Prusy i Austria, przyznały, że ich grabież należy do kategorii czynów moralnie nagannych i noszących znamię winy wobec ludzkości.
Co zaś do Rosji, trzeciego uczestnika zbrodni i inicjatora jej planu, nie posiadała ona wówczas sumienia narodowego. Wola władzy była tam zawsze uważana przez lud za wyraz wszechmocy pochodzącej wprost od Boga. Najlepsze uzasadnienie rozbioru, aktu zwykłego podboju, polegało po prostu na tym, że był akurat możliwy; oto był łup i oto nadarzała się okazja, aby go zagarnąć. Katarzyna Wielka spoglądała z cynicznym zadowoleniem na takie powiększanie swoich terytoriów. Jej argumentacja polityczna – że zagłada Polski oznacza stłumienie idei rewolucyjnych i powstrzymanie ekspansji jakobinizmu w Europie – była charakterystycznie bezwstydnym pretekstem. Być może zdarzali się wśród Rosjan ludzie, którzy rozumieli lub może tylko przeczuwali, że przez zabór większej części Rzeczypospolitej Polskiej Rosja zbliża się do grona przestrzegających zasad współżycia narodów i przestaje być, przynajmniej terytorialnie, państwem azjatyckim.
Fragment pochodzi z: „Szkice polityczne”
Czy można lepiej oddać istotę Rosji, jej potęgi w znaczeniu politycznym, ale równocześnie słabości w znaczeniu moralnym – niż to uczynił Józef Konrad Korzeniowski? Wola władzy politycznej jest wolą Boga. Więc nawet jeśli wolą władzy jest zabić niewinnego człowieka, ba, uwięzić lub zabić całe narody, to w dalszym ciągu jest to wola Boga, przed którą wszyscy muszą ustąpić. Dla nas jest to myślenie porażające, dlatego od nich dzieliła nas i nadal dzieli przepaść.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 29 sierpnia 2014