G. K. Chesterton przy pracy (Wikipedia)Z rodzajem smętnego rozbawienia zauważam, że im bardziej górnolotnie szybują frazesy, tym bardziej spada wartość płac. Widzę, że prorocy nowego społeczeństwa wciąż oferują bezdomnym coś dużo wznioślejszego niż dom rodzinny i obiecują nadludzką wyższość ludziom, którym nie pozwala się na normalność. Całkiem podoba mi się marzenie o dawnej niełatwej demokracji, w której każda istota ludzka powinna otrzymać z ludzkiego życia, ile tylko możliwe.
A tymczasem błyskotliwy autor „Pierwszych ludzi na Księżycu” wkrótce pewnie będzie nas wykpiwał w powieści „Ostatni ludzie na Ziemi”. Gdy człowiek traci dumę z posiadania własnego domu czy własnego warsztatu pracy, traci również pewien nieuchwytny element, przynależny do jego samopoczucia, do wyprostowanej postawy, do sposobu, w jaki stąpa po planecie. Siedząc w metrze czy tramwaju pośród przemęczonych urzędników i źle opłacanych robotników, czytam o wspaniałej nowoczesnej koncepcji, że ludzie staną się jak bogowie, i zastanawiam się, kiedy ludzie staną się po prostu jak ludzie.
Fragment pochodzi z: „Obrona wiary. Wybór publicystyki 1920-1930”
Uwodzicielska moc utopii sprawiła, że ludzie w swojej naiw- ności zgodzili się na utratę tego, co na tej Ziemi jest najcenniejsze, czyli na utratę rodzinnego gniazda. Wszystko jedno, czy gniazdo to opływa w dostatki, czy jest biedne, ale jest moim gniazdem, ono daje mi poczucie bezpieczeństwa, uczy miłości. Jego utrata oznacza niekończącą się tułaczkę, i biednych, i bogatych. A doprawdy śmiesznie wyglądają, gdy mówią, że są bogami.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 30 stycznia 2014