Jutro jadę do Lublina, a 27 jest odczyt w Warszawie. W ogóle mają one świetne powodzenie. Przynoszą coś dla powodzian, a więcej jeszcze dla prowincji, którą przebiega jakby prąd elektryczny nowego życia, spotęgowanej ochoty do pracy i do samoobrony. Trudno wypowiedzieć, a zwłaszcza trudno dać pojęcie o tym wam, żyjącym w kraju konstytucyjnym, jakie to ma ogromne znaczenie.
Jest mimo wszelkiego umęczenia jedna w tym dla mnie pociecha: oto wszędzie spotykają mnie chłopi i wszędzie mówią mi: „Tyś nas zrobił Polakami”. Wszędzie! To mi opłaca wszelkie owacje, wszelkie przemówienia, wszelkie pochwały i tę rolę szczura na ołtarza, tak przeciwną mojej naturze, że nie ma na to dość słów. Ale patrzę natomiast na dziwne zjawisko. Oto rząd przez lata całe per fas et nefas [prawem i bezprawiem] zjednywał sobie chłopów i przegrał sprawę na głowę, tak bajecznie, że trudno zrozumieć, jak się to mogło stać. Miliony ludu budzą się nagle i uświadamiają narodowo do tego stopnia, że trzeba je hamować. Jest to żywiołowy, niczym nie powstrzymany ruch. Trochę do tego dopomogły niezawodnie moje powieści historyczne – ale teraz to jest po prostu lawina. Patrzę na to własnymi oczami – i muszę wierzyć, bo tak jest. Obóz polski to teraz nie tylko inteligencja, to kilkanaście milionów jednolitego pod względem uczuć narodu.
Fragment pochodzi z listu do Adama Krechowieckiego, Warszawa 22.01.1904 r.
Po upadku Powstania Styczniowego było już jasne, że bez wciągnięcia chłopów do walki o niepodległość Polski nie ma co liczyć na jakiekolwiek powodzenie. Sprawa była jednak trudna, ponieważ car starał się podtrzymać społeczne podziały, a nawet kokietował chłopów przeciwko szlachcie, wiedząc, że z kolei sami chłopi, nie mając jeszcze wyrobionej świadomości narodowej, zadowolą się tylko polepszeniem własnej sytuacji ekonomicznej. Powstał pat: jak przekonać tych, którzy pamiętając o krzywdach, są manipulowani przez cara, a nie płonie w nich ogień miłości do Polski? Trzeba było ten ogień rozpalić, nawet pod bokiem carskiej cenzury: taka jest geneza sienkiewiczowskiej „Trylogii” – pokrzepić i rozpalić serca. I tak się stało. Narodzili się nowi Polacy, razem odzyskali niepodległość.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 21 maja 2014