Łatwo zrozumieć, że dobre wychowanie dzieci wymaga ze strony rodziców i nauczycieli nieustannej czujności, poświęcenia, trudu, zaparcia się siebie, a wreszcie nieustannego umartwienia, ażeby nie szukając własnego zadowolenia, własnej korzyści, rozrywki, mieć jedynie na celu dobro doczesne i wieczne dzieci, które się wychowuje.
Trzeba umartwienia, aby tak się trzymać, tak się zachowywać, jak się tego od wychowanków swoich żąda; potrzeba umartwienia w mowie, ażeby to tylko mówić, co mówić wypada, tylko do tych i przed tymi, co słyszeć powinni, i to we właściwej chwili, we właściwy sposób i we właściwych słowach. Trzeba umartwienia, ażeby się wiernie trzymać rozkładu zajęć, czasu, godzin, ze względu na wychowanie ustanowionego. Trzeba umartwienia, ażeby przestrzegać sprawiedliwości i gdzie jest dzieci kilkoro, zawsze wszystkim okazywać równą miłość, równą pieczołowitość; ażeby w pewnych razach przezwyciężać wstręt, a w innych powstrzymywać przesadzone pieszczoty.
Fragment pochodzi z: „O wychowaniu”, 1903
Wychowanie dziecka to ciężka praca, jeśli rodzicom zależy na takim wychowaniu, którego później nie będą się wstydzić, a które przed dzieckiem otworzy świat na odpowiednio wysokim poziomie. Jest to praca nieustanna, nie da się jej wykonać na skróty, ponieważ rodzice są nie do zastąpienia. Dziś rodzice najpierw dzieckiem się bawią, a gdy już im się znudzi albo potrzeba włożyć więcej wysiłku, to wysługują się telewizorem, komputerem, przedszkolem, szkołą, byle tylko być jak najdalej od własnego potomstwa. A potem? Potem dzieci są nieszczęśliwe, a rodzice już bezradni. Czas minął, czas zmarnowany.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 20 maja 2014