Jakie pojęcie może mieć o prawdzie dziecko, które słyszy, jak piastunka jego mija się z prawdą wobec matki; matka wobec ojca, wobec lekarza, wobec gości; jak ojciec mija się z prawdą wobec rządu, policji, chlebodawców w przeróżnych zajściach.
Wyznawanie prawdy jest czasami bardzo trudne, czasami niebezpieczne, czasami po prostu niemożliwe. Jakże więc sobie radzić, jeżeli kłamać nie wolno, a prawdy mówić nie można?
Czytamy we wspomnieniach generała Zamoyskiego, że kiedy 1 marca 1828 roku został mianowany adiutantem Wielkiego Księcia Konstantego, naczelnego wodza wojsk Królestwa Polskiego, rozumiejąc, że trudno mu będzie wobec natarczywych indagacji Wielkiego Księcia pogodzić ścisłe przestrzeganie prawdy z bezpieczeństwem rodaków, ażeby ich jakimś słowem nie narazić na mściwe gniewy Wielkiego Księcia, postanowił usilnie Boga prosić, ażeby przysparzając mu potrzebnej ostrożności w mowie, uchronił go od wszelkiego mijania się z prawdą. Wówczas niewątpliwie ułożył, przynajmniej w głównym zarysie, modlitewkę, którą do końca życia powtarzać lubił, a którą tu przytaczamy: „Daj mi, o Boże, dość siły i odwagi, bym wszędzie i zawsze prawdę mówił i słowa używał rozważnie, pomnąc, że Ty sam, mój Boże, jesteś Prawdą i Słowem”.
Fragment pochodzi z: „O wychowaniu”
W większości kultur i cywilizacji prawdomówność obowiązuje tylko wobec członków własnego rodu, klanu czy wyznania; innych nie tylko można, ale należy oszukiwać. Chrześcijaństwo zasadę prawdomówności rozciąga na wszystkich ludzi, przez co ukazuje uniwersalny wymiar swojego przesłania (bo każdy człowiek ma prawo do prawdy), ale równocześnie podnosi poziom wymagań moralnych, nawet do granic heroizmu, gdy za prawdę lub milczenie trzeba zapłacić największą ofiarę.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 20 sierpnia 2014