Reformacja zestarzała się zdumiewająco szybko, a kontrreformacja odmłodniała. Aż dziw bierze, jak prędko angielski purytanizm przeobraził się w pogaństwo, a być może ostatecznie w filisterstwo. Aż dziw bierze, jak prędko purytanie przepoczwarzyli się w wigów.
Wraz z końcem siedemnastego wieku angielska polityka była przeniknięta pomarszczonym cynizmem, być może tak starym jak chińska etykieta. Kontrreformacja była natomiast pełna ognia, a nawet młodzieńczej niecierpliwości. To w postaciach katolików z szesnastego i siedemnastego stulecia odnajdujemy ducha energii, i jedynym szlachetnym tego słowa znaczeniu, oryginalności. Reformowali tacy ludzie jak św. Teresa, wyzwanie rzucali tacy jak Bossuet, pytania stawiali tacy jak Pascal, a spekulowali tacy jak Suarez. Ich kontratak był jak szarża starych włóczni rycerstwa. To porównanie ma rzeczywiście wielki związek z powyższym uogólnieniem. Sądzę, że odnowa, która z pewnością miała miejsce w naszych czasach i z pewnością w czasach tak niedawnych, jak reformacja, ma raz po raz miejsce w dziejach chrześcijaństwa.
Fragment pochodzi z: „Kościół katolicki i konwersja”, 1926 (pol. wyd. 2012 )
Opinia Chestertona ma podwójny wydźwięk. Po pierwsze, pokazuje, że katolicyzm, który pozostał wierny Rzymowi, potrafi zachować nie tylko własną tożsamość doktrynalną i instytucjonalną (gdy tymczasem odłamów protestanckich jest obecnie ok. 2 tys.), ale również potrafi się twórczo i z całą mocą odradzać. Po drugie, katolicyzm jest niezwykle atrakcyjny nie tylko dla „prostaczków”, ale także dla ludzi wybitnie inteligentnych i prawych, którzy należąc do innego wyznania, nie chcą być konformistami, nie chcą dopasowywać wiary do ateistycznego i zdemoralizowanego świata, przechodzą więc na katolicyzm, czego jakże wymownym (choć nie jedynym!) przykładem jest sam Chesterton, który z anglikanizmu nawrócił się właśnie na katolicyzm.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 16 stycznia 2014