Będąc niedemokratyczni w sprawach wiary i moralności, jesteśmy siłą rzeczy niedemokratyczni w sprawach bieżącej polityki. Dowodem, że nie żyjemy w państwie demokratycznym, jest to, że bezustannie łamiemy sobie głowę, co zrobić z ubogimi.
Gdybyśmy byli demokratami, zastanawialibyśmy się, co ubodzy zrobią z nami. Klasa rządząca pyta sama siebie: „Jakie prawa trzeba ustanowić?” W państwie czysto demokratycznym pytaliby: „Jakim prawom możemy być posłuszni?” Możliwe, że czysto demokratyczne państwo nigdy jeszcze nie powstało. Jednak nawet w czasach feudalizmu ludzie byli bardziej demokratyczni, bo feudał przynajmniej wiedział, że każde prawo, które stworzy, w ten czy inny sposób odbije się na nim samym. Jeśli zanadto porósł w piórka, łamiąc ustawy skierowane przeciw zbytkowi, król mógł odebrać mu majętności. Jeżeli zdradził króla, mógł dać głowę pod topór. Lecz nowoczesne prawa niemal bez wyjątku mają obowiązywać rządzonych i nie dotyczyć rządzących. Nie ma już ustaw przeciw zbytkowi. Są za to ustawy o licencjonowaniu pubów. Innymi słowy, mamy ustawy utrudniające zabawę i gościnność biedoty, podczas gdy żadna ustawa nie tamuje zabaw i gościnności bogaczy. Mamy prawa karzące bluźnierstwa, przez co rozumie się język tak plugawy i obelżywy, że może się nim posługiwać wyłącznie nędzarski rynsztok. Ale nie mamy praw karzących herezje, czyli przeciwdziałających zatruwaniu umysłów całego społeczeństwa, gdyż herezje mogą propagować tylko ludzie zamożni.
Fragment pochodzi z „Heretyków”
Gdy władza jest ponad prawem, mamy powrót systemu autorytarnego, który historycznie nosił miano despotii albo tyranii. Z demokracją taki system niewiele ma wspólnego, chyba tylko to, że odbywa się głosowanie, choć gorzej z liczeniem. A o rządach lepiej nie wspominać: nie jest to ani władza ludu, ani dla ludu, jest to władza władzy dla władzy.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 6 listopada 2014