Ani jeden z walczących na wszystkich frontach świata nie zginął świadomie za wolność Polski. Tej zaszczytnej sposobności odmówiono nawet jej własnym dzieciom. I dobrze się stało! Opatrzność, niezbadana w swoich wyrokach, okazała się łaskawa – inaczej bowiem brzemię wdzięczności byłoby zbyt ciężkie, poczucie zobowiązania zbyt przygniatające, radość wybawienia zbyt potężna dla śmiertelnych, którzy jak reszta ludzkości są zwykłymi grzesznikami w obliczu Najwyższego. Ci, którzy ginęli na Wschodzie i na Zachodzie, tyle po sobie zostawiając bólu i tyle dumy, nie ginęli ani za powstanie państw, ani za puste słowa, ani nawet za ocalenie wielkich ideałów. Nie ginęli ani za demokrację, ani za alianse, za systemy ani nawet za abstrakcyjną sprawiedliwość, która jest niezgłębioną tajemnicą. Ginęli za coś zbyt głębokiego do wyrażenia słowami, zbyt potężnego dla zwykłych mierników, wedle których rozum oblicza korzyści życia i śmierci, zbyt świętego dla próżnych rozważań snutych ustami marzycieli, fanatyków, humanitarystów i mężów stanu. Ginęli…
Fragment pochodzi ze „Zbrodni rozbiorów”, 1919 r.
Chyba już zapomnieliśmy, jak wielką rzeczą było dla tamtych pokoleń odzyskanie niepodległości, czyli posiadanie własnego państwa, w którym wszystko jest nasze, a my możemy żyć tak, jak lubimy, jak żyli nasi wolni przodkowie. Zapomnieliśmy, a może nie dojrzeliśmy do tego, żeby tak właśnie chcieć żyć dzisiaj, we własnym państwie, miast błąkać się wśród obcych, gdy nasza Ojczyzna jest na wyciągnięcie ręki i gdy jeszcze bije jej serce.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 4 listopada 2014