Zgadzamy się, że Kościół nasz w Polsce, mimo zewnętrznych pozorów świetności znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. […] Mniej groźne bowiem są sekty, radykalizm i inni rozmaici nieprzyjaciele zewnętrzni, niż to wewnętrzne rozprzężenie, jakie spostrzegamy objawiające się w oddaleniu się wiernych od duchowieństwa, utrata wpływu na wiernych, brak zaufania do niego i poczucie u świeckich łączności z Kościołem.
Uważam też, że najpilniejszym zadaniem, tak całego naszego Episkopatu jak poszczególnych 20 biskupów, jest dziś starannie usunąć to wszystko, co powoduje te objawy szkodliwe, zjednoczyć biskupów z klerem, a kler z wiernymi, przywrócić spoistość ciała Chrystusowego Kościoła św.
Różne powody tego stanu dzisiejszego można przytaczać. Moim zadaniem jest, jak powiedziałem, przekonać się, czy my sami, wszyscy duchowni w tym nie zawiniliśmy, a dalej, w jaki sposób zawiniliśmy i co należy nam zmienić i naprawić. Na to pytanie odpowiadam stanowczym tak, musimy uderzyć się piersi i wyznać, że zawiniliśmy i to bardzo. Winą zaś główną naszą jest, żeśmy oddalili się od myśli Chrystusowej, że nie staramy się dostatecznie urzeczywistniać ideału, jaki On sam w swym życiu nam dał i chce, byśmy, najszczególniej powołani na pasterzy, Jego naśladowali. Lud wierny z tego powodu widzi różnice między nauką Chrystusa Pana a naszym postępowaniem, gorszy się i oddala się od nas.
Fragment pochodzi z: Tekst wygłoszony w Gnieźnie na zebraniu Episkopatu Polski 18.09.1928 r.
Ludzie mali rzadko winią samych siebie, potrafią natomiast wskazać mnóstwo powodów na własne usprawiedliwienie. Natomiast ludzie wielcy bez owijania w bawełnę tym chętniej przyznają się do błędów, im większej sprawie służą. Po tym można poznać klasę człowieka, czy jest mały, czy wielki. Po tym, a nie po pochodzeniu, choć trzeba przyznać, że ksiądz kardynał pochodził ze znakomitego rodu, a diagnoza, jaką wówczas postawił, ciągle daje wiele do myślenia.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 16-17 sierpnia 2014