Były takie sytuacje dla Kościoła, żeśmy przegrywali z rządami. I nadal możemy przegrywać z rządem takim czy innym, z partią – taką czy inną, z państwem – takim czy innym, ale nie wolno nam przegrać z narodem! Nasza wrażliwość na to, co się w duszy narodu dzieje, musi być ciągle wyostrzona. Nasza czujność musi być taką, jak Małaczewski powtarzał w swoim sławetnym „Koniu na Górze”: przyłożywszy ucho do ziemi, mamy wsłuchiwać się, co tam w tej polskiej ziemi się dzieje.
Nasza wrażliwość musi być na to wyostrzona. Gdybyśmy już nie mieli miejsca w narodzie, jak to się często dzieje w niektórych społecznościach, byłoby źle. Tak jest w wielu państwach, z którymi Kościół ma kontakt właśnie dlatego, że istnieją narody, w których nie ma miejsca dla Kościoła, a jest jeszcze tam jakieś państwo gotowe do rozmawiania ze Stolicą Świętą. Może być pokusą przeniesienie tego dostrzeżenia na stosunki polskie. Tymczasem u nas nie ma analogii!
Powiedzmy, że w Afryce czy gdzie indziej Kościół może się oprzeć tylko o państwo. Natomiast w Polsce Kościół musi się przede wszystkim oprzeć o naród, bo jesteśmy posłani, abyśmy szli i nauczali naród polski. Najmilsi księża biskupi… Ja nie chcę być tu mentorem ani kim innym, jestem sługą…
Fragment pochodzi z przemówienia podczas 147. Konferencji Episkopatu Polski, 11 III 1975 r.
Kościół w Polsce był zdolny przetrwać najtrudniejsze nawet chwile nie tylko dlatego, że zawsze był wierny Bogu, ale również dlatego, że w sposób bezwarunkowy był z Narodem i był dla Narodu. To jest ta niezwykła tajemnica siły polskiego katolicyzmu, zdolnego do przetrwania w warunkach wręcz beznadziejnych. Być z Narodem mimo presji wywieranej przez protestantyzm, prawosławie, masonerię, ateizm, komunizm, liberalizm. Tak to widział Prymas Tysiąclecia, taki program wysuwał na przyszłość, sługa Boży, sługa Narodu.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 8-9 marca 2014