Należę do ludzi istotnie wyjątkowo szczęśliwych. Przez całe życie mogłem pracować jak mało kto na świecie. Niejedno z pragnień mych młodzieńczych najgorętszych stało się rzeczywistością. Najżarliwsza modlitwa została wysłuchana. Pacholęciem jeszcze prosiłem Boga, iżby mi pozwolił pracować skutecznie dla dobra Ojczyzny. I oto stałem się i byłem przez lat blisko trzydzieści wędrownym ambasadorem polskim za granicą, w przeróżnych najodleglejszych krajach świata przypominającym o istnieniu Polski, usiłującym na każdym kroku i każdym czynem zjednać szacunek i życzliwość dla jej imienia. Byłem tylko artystą muzykiem, ale moja muzyka nie była jako miedź brzęcząca lub cymbał brzmiący… Dźwięczało w niej zawsze czyste uczucie miłości dla uciśnionej ziemi ojców i może dlatego słuchano jej chętniej niż innych. Przez lat trzydzieści zawierałem znajomości, zawiązywałem stosunki, zaprzyjaźniałem się z ludźmi wybitnymi a dobrymi. Wierzyłem, że zechcą z czasem dopomóc Polsce – i dopomogli wielce.
Przemówienie I.J. Paderewskiego na spotkaniu z delegatami stowarzyszeń i organizacji, przybyłymi dla wręczenia mu adresu hołdowniczego, Warszawa 1 stycznia 1920 r.
Paderewski był jednym z największych mistrzów fortepianu, jego koncerty gromadziły niezliczone rzesze słuchaczy na całym świecie. O jego przyjaźń zabiegali przedstawiciele najwyższych sfer, na czele z rodami arystokratycznymi i królewskimi, a także wpływowymi politykami. Dla Paderewskiego znaczyło to wiele, bo było potwierdzeniem słuszności obranej drogi, nie mówiąc już o pochwałach, na które łasy jest każdy artysta. A jednak nie samouwielbienie czy kariera były celem, lecz służba Polsce, by dzięki zdobytej sławie i kontaktom przypominać o naszym prawie do niepodległości, by odkłamywać prawdę o naszych chlubnych dziejach i wspaniałej kulturze.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 26 lutego 2014