Na progu nowego tysiąclecia człowiek posiada pyszne przekonanie, że nie musi być wcale odległy ten dzień, w którym będzie on w stanie wysadzić świat w powietrze. Przyznajmy, że przygoda jest emocjonująca. Naciska się guzik i ziemia eksploduje jak gigantyczna bomba, a jej roztarte na proch fragmenty rozpływają się w deszczu gwiazd, które zaskoczone oczy Marsjan, o ile jacyś istnieją, ujrzą pędzące nocą w przestworza kosmosu. Podobnie jak dziecko, które bawi się rozbijaniem zabawki bez żadnej przyczyny, po prostu by zobaczyć, jaka jest w środku, tak człowiek rozbije świat. Możliwe jest, że wówczas urodzi się coś innego, nie jest to jednak pewne; na dziś wiadomo z pewnością, że to, co nasze, dobiegnie końca.
Fragment pochodzi z „Terroru roku dwutysięcznego”.
Co sprawia, że człowiek traci wyobraźnię i zdolność przewidywania? Jeszcze niedawno jedno z imperiów chciało przyjąć w swej doktrynie obronnej możliwość nuklearnego odwetu. Ale czy pomyślało, że za odwetem pójdzie zemsta, i to nuklearna? I że taka zabawa wet za wet może mieć tylko jeden i szybki koniec: Ziemia wyleci w powietrze. Nie pomogą ani skafandry, ani statki kosmiczne. Wylecimy wszyscy. Bez powrotu.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 29 października 2014