Najdziwniejszą oznaką potężnego zła, utajonego w nowoczesnym społeczeństwie, jest osobliwe znaczenie nadawane dziś pojęciu „ortodoksja”. W dawnych czasach heretyk szczycił się, że nie jest heretykiem. To królestwa tego świata były heretyckie, ze swymi policjantami i sędziami; ale nie on. On był ortodoksyjny.
Nie uważał się wcale za buntownika przeciw autorytetom. To autorytety zbuntowały się przeciw niemu. Armie ze swoją okrutną niezawodnością, królowie o zimnych obliczach, majestat państwa, racjonalne prawa – wszystko to były owce, które zbłądziły. On zaś czerpał dumę ze swej ortodoksji, ze słuszności swych poglądów. Jeśli pozostał sam wśród ryku bestii, był więcej niż człowiekiem; był kościołem. Stanowił centralny punkt Wszechświata; to wokół niego wirowały gwiazdy. Żadne tortury, żadne męczarnie najstarszych, zapomnianych piekieł, nie mogły z niego wydusić przyznania, że jego wiara to herezja wobec wiary prawdziwej. Dziś, z uśmieszkiem ni to zarozumialstwa, ni to zakłopotania, mówi: „Myślę, że mam bardzo heretyckie poglądy” – i toczy wzrokiem dokoła, czekając na oklaski. Słowo „herezja” nie oznacza już błędu. Gorzej – w potocznym rozumieniu oznacza odwagę i jasność myśli. Słowo „ortodoksja” nie oznacza już racji. Gorzej – w potocznym rozumieniu oznacza błąd.
Fragment pochodzi z „Heretyków”.
Odwracanie znaczenia słów może być czystą grą, niewinną zabawą, która poza budzeniem uśmiechu nie ma żadnych konsekwencji. Ale może też być wyrazem bardzo poważnej manipulacji czy wręcz operacji, której celem jest zmiana istoty rzeczy. Tak właśnie patriotyzm przez zmianę znaczenia sprowadza się do nacjonalizmu, a wierność nauce Kościoła do fundamentalizmu. Po co? By ustawić sobie przeciwnika do ciosu. Bo nacjonalistów i fundamentalistów trzeba tępić. A że realnie nimi nie są? Nie szkodzi, wystarczy jeśli tak się ich nazwie.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 4 grudnia 2014