Jeżeli w niektórych krajach Kościół ma zastrzeżenia co do kierunku polityki państwowej, to odnosi się do tych konkretnych wypadków, w których państwo zarządzeniami swymi gwałci sumienie swych katolickich obywateli.
Dzieje się to wtedy, gdy np. państwo narzuca obywatelom nową religię lub nową etykę, gdy obniża religijne i moralne zasady katolickich obywateli do poziomu innych wyznań, gdy wydaje ustawy, obrażające sumienie katolickie, gdy jednostronnie decyduje o stosunku między sobą a Kościołem lub wprost wkracza w dziedziny życia i posłannictwa kościelnego. Taka polityka nieraz bardzo utrudnia katolikom obywatelską służbę, ale nigdy katolik nie przestanie być oddanym obywatelem swego państwa.
Kościół nie chce panować w państwie i nigdy nie będzie partią. Dlatego kto jest dobrej woli i chce naprawdę dobra państwa, a nie dyktatury sekciarskiej w państwie, będzie dążył do dobrych stosunków z Kościołem, a w napięciu będzie szukał odprężenia. Walka z Kościołem jest takim wstrząsem dla duszy obywateli, że doświadczony i sumienny polityk tego nie zaryzykuje. […]
W gigantycznych walkach z anarchią, przewrotem i zwyrodnieniem nie znajdą państwa lepszego i potężniejszego sprzymierzeńca, jak Kościół, który jest jedynym realnym pierwiastkiem Bożym w świecie. Za swobodę, za spokój, za życzliwość odpłaci się Kościół każdemu państwu wartościami bez miary, bo w jego posłannictwie złożona jest tajemnica zwycięstwa nad złem. Zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest wiara nasza (J 5,4).
Fragment pochodzi z listu pasterskiego „Z życia Kościoła Chrystusowego”, 1935 r.
Za parawanem państwa, jego praw i urzędów może kryć się nie tylko wielu rzezimieszków, którzy korzystają ze swoich stanowisk, by państwo okradać (co w języku potocznym nosi miano afer), ale mogą kryć się groźne sekty, którym nie chodzi bezpośrednio o zysk, lecz o narzucenie ideologii wrogiej chrześcijaństwu. Są to sekty parareligijne, którym demokracja ułatwia zdobycie wiarygodności i ważnych stanowisk. Nie są liczne, ale wpływowe. Czasem aż za bardzo.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 5 grudnia 2014