Bierut i Cyrankiewicz w rocznicę zabrania Wilna i Lwowa powinszowali sowieckiej tak zwanej Litwie i Ukrainie, wyznając raz jeszcze winę Polski, że tyle wieków gnębiła te zagrabione ziemie.
„Rok 1984” Orwella już przyszedł. Już słowo „zdrada” nic nie znaczy – a raczej „zdrada” nazywa się „dobrem ojczyzny”. Oburzać się? Raczej myśli się o tym, co powiedział Aleksander Wielopolski: „Gilotyna bez złości pracowała dla dobra świata”. Bez złości – te wszystkie Bieruty powinny być kiedyś wygnane na zawsze z Polski, aby po prostu przywrócić ład w terminologii, aby wiedziano, że „zdrada” – to „zdrada”.
Fragment pochodzi z „Dzienników”, t. 1, 4.11.1949 r.
Podbój Polski przez Związek Sowiecki można nazwać kolejnym zaborem, ale trzeba też pamiętać, że pojawiły się nowe elementy. W czasie zaborów „twierdzą był każdy próg”, a więc domy polskie były wolne od obcych, a jeśli rządzili nami obcy, to było jasne, że to są ludzie obcy i że niepodległej Polski nie ma. Polska nie istniała na mapie politycznej, a na czele ziem, które dawniej do Polski należały, stawał zazwyczaj ktoś, kto ewidentnie nie był Polakiem, jak np. Wielki Książę Konstanty, brat cara, a więc Rosjanin. Tymczasem na czele PRL Sowieci starali się postawić jak najwięcej ludzi, których pochodzenie nie było łatwe do rozszyfrowania, ale którzy mogli sprawiać wrażenie, że są Polakami, na co miało wskazywać nazwisko, życiorys i umiejętność swobodnego posługiwania się językiem polskim. Ale właśnie ci ludzie, wystawieni i zaakceptowani przez Sowietów, wypowiadając się z urzędu i po polsku, mieli za zadanie reprezentować interesy sowieckie i sowiecki punkt widzenia, tak jakby to był nasz polski punkt widzenia. Mieli nie tylko chwalić Sowietów, ale potępiać gdzie się da Polskę i Polaków. Robili to dość sprawnie. A może nadal robią?
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 2 lipca 2014