Nie mogę tu pominąć zadania prasy. Nie mam na myśli pism, które głoszą etykę sprzeczną z zasadami katolickimi lub są organami pornografii. Takie wydawnictwa powinniśmy bezwzględnie rugować jako czynnik rozkładowy.
Chodzi mi raczej o te pisma, które chcą być pismami społeczeństwa katolickiego. Czy jest w nich na miejscu to rozmazywanie sensacyjnych skandalów? Po co to wtajemniczanie w buduarowe, tak mało wyszukane sekrety gwiazd filmowych i królowych piękności. A te wykolejenia w dziale powieściowym, a te fatalne krytyki literackie, a te ankiety nieszczęśliwe i te niewiarygodne dodatki romansowe! Ze wstydem odkładamy nieraz dziennik i serdecznie gniewamy się na redaktorów, że nie mają względu na katolicką kulturę czytelnika. Oby każda redakcja była przejęta wychowawczym dostojeństwem swego zawodu w tym stopniu, by chwytanie publiczności brzydotą zupełnie pozostawiała prasowemu chuligaństwu!
Fragment pochodzi z listu pasterskiego „O katolickie zasady moralne”, 1936 r.
Media katolickie muszą ciągle uważać na to, aby nie przekraczać granic dobrego smaku i nie naruszać zasad moralnych. Nie jest to łatwe, ponieważ niejako do istoty mediów należy to, że starają się być coraz bardziej masowe, czyli chcą mieć coraz więcej odbiorców. To zaś łączy się z pokusą obniżania poziomu, czyli dopasowywania się do gustów człowieka masowego, któremu wystarcza tania rozrywka, nierzadko wątpliwa moralnie. Ale wówczas słowo „katolicki” traci swoją wiarygodność, jest wręcz nadużyciem. Oznacza to, że prowadzenie mediów katolickich wymaga naprawdę wielkiej odpowiedzialności i wielkiej kultury. Ale warto.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 23 czerwca 2014