Jesteśmy świadkami zaciętej walki między civitas Dei [państwem Bożym] a civitas diaboli [państwem diabła]. Wprawdzie walka ta stale się toczy bez zawieszenia broni, walka najdłuższa i najpowszechniejsza. Dziś jednak na oczach naszych toczy się ona tak zawzięcie jak nigdy.
Z jednej strony odbywa się zdobywczy pochód Królestwa Chrystusowego, z drugiej zaś strony ciąży nad światem łapa szatana, tak zachłannie i perfidnie, jak to jeszcze nigdy nie bywało. Nowoczesne pogaństwo, opętane jakby kultem demona, odrzuciło wszelkie idee moralne, wymazało pojęcie człowieczeństwa. Upaja się wizją społeczeństwa, w którym już nie rozbrzmiewa imię Boże, a w którym pojęcia religii i moralności chrześcijańskiej są wytępione bezpowrotnie. Wynik tej rozgrywki między civitas Dei a civitas diaboli nie nastręcza żadnej wątpliwości. Kościół ma zapewnione zwycięstwo: „Portae inferi non praevelabunt adversus eam” [Bramy piekielne go nie przemogą].
Fragment pochodzi z: „Daj mi dusze” (audiencja dla ks. Ignacego Posadzego, przełożonego generalnego Towarzystwa Chrystusowego, 16 sierpnia 1948 r.)
Wielu katolików ciągle nie zdaje sobie sprawy, że w świecie toczy się jakaś nieprawdopodobna walka przeciwko chrześcijaństwu. A nie zdaje sobie sprawy dlatego, że stosowane metody potrafią uśpić czujność do tego stopnia, że nawet wskazywanie na fakty nie odnosi żadnego skutku. Fakty takie jak popierane przez władze bluźnierstwa w imię wolności sztuki czy bezkarna zmasowana nagonka na księży pod fałszywymi zarzutami przyjmowane są jako coś normalnego albo nawet zdarza się, że chrześcijanie popierają wrogów Kościoła. Metoda jest prosta: każde ludzkie uchybienie, zwłaszcza najmniejsze, powiększyć do rozmiarów kosmicznych, a winą za nie obarczyć Kościół. To zaś, co szkodzi Kościołowi, chwalić i nagradzać. Aż znajdziemy się w świecie odwróconych wartości, czyli w państwie diabła. Ale nie musimy się znaleźć, bo to nie jest nasze państwo.
Piotr Jaroszyński
Nsz Dziennik, 27 czerwca 2014