Można by napisać całą ciekawą pracę o ateistycznym stylu literackim – bo taki styl istnieje. Jego oznaką jest wybieranie do nazewnictwa lub opisu takich słów, które sugerują, że to, co jest nazywane lub opisywane, nie ma związku z ludzką duszą.
Na przykład propaganda ateistyczna nie będzie mówić o miłości czy namiętności, bo to by wskazywało na ludzkie nastawienie i pragnienie. Ateiści mówią o „relacjach między płciami”, zupełnie jakby płcie pozostawały do siebie w relacji tak bezosobowej jak krzesło ze stołem. Nie powiedzą, że wojna została wypowiedziana albo rozpoczęta (co oznacza, że stoi za tym ludzka wola), lecz że wojna wybuchła – jakby chodziło o bojler. Nie będą mówić o pracodawcach, płacących większe lub mniejsze pensje (co by sugerowało, że pracodawcy są w pewien sposób odpowiedzialni), ale o wzroście i spadku wynagrodzeń – całkiem jakby mówili o automatycznym zjawisku w rodzaju przypływów morza. Postęp nie jest dla nich próbą wprowadzenia ulepszeń, ale „tendencją do ulepszania”. I na tej samej zasadzie nie nazwą sympatii między dwoma narodami sympatią, ale solidarnością – bo „solidarność” nasuwa mgliste skojarzenie z cegłami i gliną, z pokładami koksu i węgla, i ze wszystkim rzeczami, które lubią.
Fragment pochodzi z „Obrony człowieka”
Nie od dziś w kręgach lewicowych język jest traktowany przede wszystkim nie jako narzędzie komunikacji, ale jako narzędzie walki. A to dlatego, że w sposób często niezauważalny dla przeciwnika lub ofiary podbija ich myśli i emocje, zanim jeszcze przejdą do działania. Zatruty język lewicy to broń bardzo groźna, używana w złej woli i z całą premedytacją.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 11-12 października 2014