Zobaczyliśmy […] niemiecką armię, która rzuciła się na Europę po raz drugi, jak wielka fala pływowa. Polska pokonana, splądrowana, zmasakrowana. Pod ciosami nieprzepartego zdobywcy jeden po drugim upadają narody. Francja w agonii, jej honor zraniony. Paryż skruszony jako kolejny, a echo jego upadku rozlega się w milczeniu zdumionego świata.
Raoul Glaber roku dwutysięcznego nigdy by nie przestał mnożyć rozdziałów swej przygnębiającej opowieści. Musiałby opisać potworną serię nieszczęść, które runą na cały świat, a z których my sami, jako ich naoczni świadkowie, ledwie potrafimy zdać sprawę. Niebo wszędzie przeorane przez ogniste smoki, dużo bardziej straszniejsze od tych, które na progu roku tysięcznego przemierzały niebo Francji, z północy na południe. W Japonii, na wyspach Morza Południowego, w Chinach, w Rosji, w Niemczech, we Francji, we Włoszech – w samej Anglii, która czuła się bezpiecznie ukryta za naszą armią, własną flotą i głębinami otaczającego ją morza – zwały gruzu, które nie zostały jeszcze uprzątnięte i które można jeszcze zobaczyć; liczby dotyczące ludzkich ofiar ciągle rosną, zmarłych stale opłakujemy w naszych sercach; cała rasa bestialsko starta z powierzchni ziemi, skazana na zagładę przeprowadzoną z zagorzałą nienawiścią i pomysłowością, jaką tylko człowiek jest zdolny zgotować człowiekowi.
Fragment pochodzi z: „Terror roku dwutysięcznego”, 1949 r.
Na Polskę, na Europę i na świat nie napadli naziści, ale niemiecka armia, siejąc spustoszenie, jakiego świat nie widział i w takiej skali nigdy nie doświadczył. Niszczenie ludzkiej rasy nie dokonywało się na zasadzie emocjonalnego odruchu, ale było dobrze zaplanowane i zorganizowane. A to właśnie budzi jeszcze większe przerażenie, gdy uświadamiamy sobie, do czego zdolny był człowiek. Nie tylko był, bo nadal jest.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 10 października 2014