Myśmy wtedy zaczęli sobie uświadamiać, szczególnie ze [Stefanem] Swieżawskim i [Jerzym] Kalinowskim, często rozmawiając i dyskutując, że nie należy prowadzić bezpośredniego dialogu z marksistami. Raczej należy go prowadzić w sposób pośredni, ugruntowując odpowiednią organizację studiów uniwersyteckich, a przez to odpowiednie kształcenie.
Trzeba po prostu przedstawiać alternatywną wizję kultury, wyrastającą na podłożu odmiennym niż to proponowane przez zideologizowaną filozofię. Dlatego bardzo świadomie weszliśmy w swoiste „getto” intelektualne i społeczne w stosunku do państwowych uczelni, w porównaniu do których prezentowaliśmy niezależność i wyraźną odmienność. Uważaliśmy przy tym, że to właśnie państwowe uniwersytety znajdują się w intelektualnej izolacji, my natomiast próbowaliśmy wchodzić w ciąg myśli europejskiej, ciąg bardzo stary, bo nawiązujący do kulturowych odkryć greckich. Marksizm nie miał zresztą znamion systemu naukowego. Angażowano wówczas polityków – nie będę dzisiaj wymieniał ich nazwisk – jako marksistów do prowadzenia tzw. wykładów zleconych. Niektórzy z nich zajmują obecnie wysokie urzędy państwowe. Fragment pochodzi z:
„Porzucić świat absurdów. Z Mieczysławem A. Krąpcem OP rozmawia ks. Jan Sochoń”, Lublin 2002
Gdy po II wojnie światowej Polska z nakazu Moskwy została poddana komunizmowi, rozpoczął się kolejny etap walki z Narodem i Kościołem. Walka ta prowadzona była w sposób systematyczny i bezwzględny, bo tak właśnie działa totalitaryzm. Jedyną instytucją, która mogła nas jeszcze bronić, był Kościół katolicki. I tak się szczęśliwie złożyło, że ten właśnie Kościół miał do dyspozycji własną uczelnię, czyli miejsce kształcenia własnych elit, które mogły służyć nie tylko Kościołowi, ale i Narodowi. Tą instytucją był KUL, założony u progu niepodległości w roku 1918. I właśnie na KUL, tuż po wojnie, zawiązało się środowisko filozoficzne, które dało odpór marksizmowi, oficjalnej ideologii wykładanej z urzędu na wszystkich uczelniach. Odpór tak skuteczny, że dawni marksiści lub ich potomkowie nie mogą KUL-owi tego wybaczyć, więc się mszczą. A ponieważ intelektualnie nie dorastają naszym mistrzom do pięt, więc próbują odbierać im dobre imię.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 26 maja 2014