Rozumie się, że taki ścisły dozór jest głównie potrzebny w naszym dzieciństwie, a że ostatecznym celem wychowania jest, aby się dzieci bez dozoru obywać mogły, rządząc się sumieniem i roztropnością. Rodzice i nauczyciele rozpamiętywać powinni przypowieść ewangeliczną o dobrym pasterzu, który życie daje, ażeby owce swoje od wilka ustrzec. Nie mniej niż owce od wilka, dzieci strzec trzeba od złego wpływu innych dzieci. W istocie wystarcza, aby jakieś dziecko czegokolwiek złego się dowiedziało, a już spieszy innym dzieciom udzielić swojej wiedzy, o ile brak dozoru na to pozwala.
Dalej trzeba młodych nauczyć, że zdrowie dane im jest przez Boga do służby i chwały Jego i że grzeszą przeciwko piątemu przykazaniu, ile razy bezmyślnie zdrowie narażają i przez własną winę stają się niezdolne do spełnienia tego, na co im Bóg życie dał; że choroby sprawiają zmartwienie, kłopoty i koszty dla otaczających i że samolubnym jest, kto je lekkomyślnie powoduje. Niech młodzi, sobie nie folgując, siebie nie pieszcząc, jak najmniej o zdrowiu myśląc i mówiąc, czynią to, co dla utrzymania go roztropność wymaga.
Fragment pochodzi z „O wychowaniu”
Wyidealizowany obraz dziecka może fatalnie wpływać na proces wychowawczy. Dziecko, odpowiednio uczesane i ubrane, wygląda jak aniołek, a grupka takich dzieci jak chórek anielski. A jednak rzeczywistość bywa mniej budująca, bo dzieci posiadają wszystkie zalążki wad, jakie w życiu dorosłym mogą wybujać w całej okazałości. Dlatego tak jak dobry ogrodnik musi wcześnie zabrać się do pracy, żeby cieszyć się zdrowym plonem, tak do pracy muszą zabrać się i rodzice, jeśli ich pociechy mają wyrosnąć na ludzi sumiennych i prawych, pięknych nie tylko na zewnątrz, ale i w duszy.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 17 listopada 2014