Czym jest katolicyzm dla Polski, stwierdził dosadnie rząd moskiewski, powtarzając nam przy każdej sposobności, że nie prześladowałby Polaków, gdyby opuścili Kościół. Dostrzeżono w Petersburgu zaraz po drugim rozbiorze, że w Polsce więź religijna i cywilizacja są wzajemne i tworzą właściwie jedną całość.
Niegdyś słowiańska szlachta na Bałkanie przyjęła islam i zostali begami [tytuł urzędnika tureckiego]. Gdyby polska szlachta XIX wieku w zaborze rosyjskim przyjęła była prawosławie, stałaby się warstwą panującą nie tylko na ziemiach polskich, ale nad Rosją całą, przerastając Rosjan inteligencją, ale przestaliby z czasem być Polakami. Gdyby tylko katolicka książka do nabożeństwa, jaka dostawała się w ręce ludu miejskiego i wiejskiego, drukowana była grażdanką (o co zabiegano kilkakrotnie), gdyby choć do nabożeństw dodatkowych powiodło się wprowadzić język rosyjski, znaleźlibyśmy się na równi pochyłej, której koniec wiadomy. Nie byłby to koniec, że tak powiem, czynowniczy. Gdybyśmy byli opuścili katolicyzm, nie tylko polskość szwankowałaby, ale nastąpiłby rozkład polskiego społeczeństwa wskutek zgnilizny.
Fragment pochodzi z: „O cywilizację łacińską”
Polacy coraz mniej zdają sobie sprawę z tego, jak bezcennym skarbem jest ich narodowość i że właśnie z tytułu tej narodowości są od ponad dwustu lat prześladowani, i to na różne sposoby. Zachętą czy raczej przynętą do wynarodowienia może być nie tylko strach lub prześladowanie, ale i różne pokusy, zwłaszcza polepszenie warunków bytowych. Od lat 90. ub.w. znaleziono sposób na masowe wynarodowienie Polaków poprzez stymulację ekonomiczną: milionami udają się na emigrację zarobkową. Wielu już nie wróci, wątpliwe, by wróciły ich dzieci. Kto więc będzie dziedzicem naszej tysiącletniej narodowości? Czy tym razem kolejni zaborcy osiągną swój cel?
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 20 czerwca 2014