Jedno z naczelnych praw historii stwierdza, że pustkę religijną w życiu narodów wypełniają niechybnie siły rozkładowe. Czyż na klasycznych europejskich domenach walki z chrześcijaństwem nie żniwują materializm i hitleryzm?
Spychano religię wprost na margines życia, wszystko urządzano bez niej lub wbrew niej, aż za dni naszych rozpadła się apoteoza areligijnego świata, grzebiąc w nieopisanej katastrofie państwa, narody i samego człowieka. Co nie dopisało? Nie dopisał człowiek, którego od dwu wieków hodowano plecami do Boga. Zarówno wyemancypowany od Stwórcy niemiecki nadczłowiek, jak i Europejczyk zachodni, chemicznie z chrześcijaństwa wyprany, objawili się w końcu swej „postępowej ewolucji” jako karykatury człowieczeństwa, jako pretensjonalne, a w rzeczywistości zgniłe wiechcie moralne, albo jako dzikie potwory, czyhające na grabież świata, jako asocjalne dzikusy, gotowe rozsadzić społeczeństwo i międzynarodowe stosunki. Prawo historii o nieuniknionej pomście dziejowej za poniewieranie wartości religijnych doznaje przeraźliwego potwierdzenia „ad hominem” we współczesnym barbarzyństwie.
Fragment pochodzi z artykułu w „Służbie”, Lourdes, maj 1942 r.
Jest zdumiewające, jak zło potrafi ciągle wracać. A wydawałoby się, że ludzkość po dwóch wojnach światowych i krwawym żniwie wielu totalitaryzmów obejmującym dziesiątki milionów ofiar powinna wyciągnąć jakieś wnioski, że już jest jasne: systemy totalitarne to systemy ateistyczne, a te są zawsze systemami zniszczenia i zbrodni. Okazuje się, że nie jest to jasne, że ciągle znajdują się ludzie złej woli, którzy potrafią uwieść naiwnych. Pierwszych zmienić jest trudno, ale drugich musimy ciągle oświecać.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 2 kwietnia 2014