W ten oto prosty sposób można wyjaśnić, czemu chętnie się dziś przywołuje wszystkie religie poza chrześcijaństwem. Ludzie kształtujący modę, zwłaszcza ci bardzo zamożni, przetrząsają każdy skrawek Tybetu i każdą szczelinę w Himalajach, żeby znaleźć jakąś wiarę, która da im spokój ducha. To przynajmniej stanowi autentyczny hołd dla chrześcijaństwa, bo pokazuje, że nawet pod postacią schizm i sekciarskich wypaczeń wciąż jest ono wystarczająco chrześcijańskie, by budzić w takich ludziach niepokój.
Niesamowite i złowrogie są te oferty nowych, modnych i opływających w dostatki religii, twierdzących, że potrafią zapewnić całkowite i samoistne szczęście. I rzeczywiście, fałszywe religie przynoszą duchowy komfort, lub przynajmniej dostarczają powodów do komfortu. Lecz prawdziwy Kościół Boży można poznać po tym, że przynosi udrękę – udrękę zwaną sumieniem, a przede wszystkim udrękę zwaną współczuciem.
Fragment pochodzi z: „Obrona człowieka”
Nie tylko ateizm, ale również sztuczne promowanie najrozmaitszych religii, byle odległych od chrześcijaństwa, łącznie z tymi, które prawie w ogóle nie mają wyznawców albo są tworzone na potrzebę chwili, przypominając bardziej sektę niż poważną religię – oto ciągle obecne metody walki z Kościołem. Metody przewrotne i zawzięte, prowokują do konfliktu albo łudzą szczęściem, liczą na zmęczenie i zniechęcenie: oferują prawie wszystko, ale tak naprawdę wieje z nich porażająca pustka.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 3 kwietnia 2014