Cała nasza dzisiejsza cywilizacja jest niczym „Titanic”. Przypomina „Titanica” w swej potędze i bezsile, w swoim niezatapialnym bezpieczeństwie i rzeczywistej kruchości. Od strony technicznej trzeba dopiero zbadać, czy „Titanic” miał wystarczające zabezpieczenia przed zderzeniem z górą lodową.
Lecz od strony psychologicznej nie ulega wątpliwości, że jego rozległy i skomplikowany system zabezpieczeń wywoływał u załogi raczej gnuśność niż zapobiegliwość. Niezależnie od tego, czy i kto zawinił, pozostaje kolącą w oczy prawdą, że nie zachowano rozsądnych proporcji pomiędzy tym, co miało służyć przepychowi i beztrosce, a tym, co miało ochraniać w potrzebie i desperacji. O wiele za dużo środków przeznaczono na luksusy, o wiele za mało na wypadek katastrofy – zupełnie jak we współczesnym państwie. Pamiętamy, jak pan Veneering w swoim przemówieniu wyborczym „wymyślił nową, obrazową metaforę, porównując państwo ze statkiem”. Metafora była nieszczególnie nowa, a od tamtej pory stała się aż nadto obrazowa. W czasach, kiedy wielki statek pasażerski daje przekrój społeczeństwa, społeczeństwo też upodabnia się do statku – i to na dodatek statku zaczynającego tonąć.
Fragment pochodzi z: „Obrony człowieka, 2008
Nauka, a zwłaszcza jej najcenniejszy owoc pod postacią techniki, ułatwia i wzbogaca nasze życie. Trudno temu zaprzeczyć, bo w zasadzie wszyscy z tych dobrodziejstw korzystamy. Ale gdy technika staje się narzędziem ideologii, która chce zastąpić religię, wówczas musimy być ostrożni, owoce stają się zatrute. Przypominają o tym, niestety, spektakularne wypadki i katastrofy, dawniej i dziś. Przypominają, że istnienie ludzkie pozostaje w rękach Boga.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 6 lutego 2014