Poza bezbożnictwem największą potwornością naszych stosunków jest wyniesienie nienawiści do hasła, zasady, obowiązku. Trafiały się zawsze wypadki nienawistnego nastawienia i nienawistnych czynów. Dzisiaj atoli przeżywamy okres gloryfikacji, kanonizacji nienawiści.
Nienawiść rozsadza społeczeństwa. Wyziębia świat. U nas rozpanoszyła się nienawiść głównie w życiu publicznym. Kto z innego obozu, a zwłaszcza kto politycznym przeciwnikiem, tego uważa się na ogół za wroga. Nie uznaje się w nim nic dobrego, żadnych zalet, żadnych zasług. Przeciwnik musi być zły. Do niego stosuje się bez skrupułu kłamstwo, podejrzenie, oszczerstwo. W swoim obozie wszystko się toleruje, u przeciwników niemal wszystko się potępia. Wyklucza się nawet możność zgody i współpracy. Tak było w okresie walki klas. Tak aż zbyt często bywa w walce o władzę i wpływy polityczne. Taka bywa nieraz zwykła polemika niepolityczna.
Fragment pochodzi z listu pasterskiego „O katolickie zasady moralne”, 1936 r.
Nienawiść jest odpowiedzią człowieka na zagrażające zło, podobnie jak strach. Ale i nad strachem, i nad nienawiścią trzeba zapanować po to, by właściwie ocenić stan zagrożenia i by zło nie przyćmiło dobra. Kto podnosi nienawiść do rzędu pierwszej zasady działania, ten staje się ślepy na dobro i łatwo może być włączony do całego systemu czynienia zła, tak jak to było w przypadku bolszewizmu i komunizmu, dla których jedynym „dobrem” stała się nienawiść. Dlatego takie systemy zostawiają za sobą nie tylko spaloną ziemię, ale nade wszystko spalone sumienia.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 13 czerwca 2014