Tak naprawdę nie chcemy religii, która ma rację tam, gdzie my mamy rację. Chcemy natomiast religii, która ma rację tam, gdzie my się mylimy. Te obecne mody sprawiają, że nie chodzi o to, czy religia pozwoli na wolność, ale czy (w najlepszym przypadku) wolność pozwoli na religię.
Ludzie ci idą jedynie za współczesną atmosferą, w której jest wiele rzeczy miłych, wiele anarchicznych i wiele po prostu nudnych i oczywistych, a następnie domagają się, żeby każda religia dopasowała się do tej atmosfery. Ale ta atmosfera istniałaby nawet bez tych religii. Mówią, że chcą, by religia była społeczna, ale i bez żadnej religii byliby społeczni. Mówią, że chcą praktycznej religii, ale i bez żadnej religii byliby praktyczni. Mówią, że chcą religii możliwej do przyjęcia przez naukę, ale przyjęliby naukę, nawet gdyby nie przyjęli religii. Mówią, że chcą takiej religii, bo sami już tacy są. Mówią, że jej potrzebują, ale mają na myśli to, że mogliby się bez niej obejść.
Fragment pochodzi z: Kościół katolicki i konwersja, 2012 r.
Człowiek współczesny coraz częściej ocenia wartość czegokolwiek ze względu na własne upodobania i własną wygodę, co przeradza się w postawę, którą nazywamy konsumpcjonizmem. Ofiarą takiej postawy padają najcenniejsze i obiektywne wartości kultury, w tym również religia, sprowadzana do rzędu towaru z supermarketu. Stawiamy coraz to nowe warunki religii, wybrzydzamy na nią, robimy jej łaskę, aż w końcu szukamy jakiegokolwiek pretekstu, by ją odrzucić. Zachowujemy się jak rozkapryszone i zmanierowane dzieci. Niestety, również gdy jesteśmy starsi, ale ciągle niedojrzali.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 9 stycznia 2014